Dobra, Massacre wydała mi się trochę dziwna. Jest taka nie
ufna...Ale też i ładna...Kiedy spojrzałem się na nią, ta krzyknęła:
- A tobie co?! Cieszysz się z czegoś?!
- Nie, po prostu się patrze. - odpowiedziałem najspokojniej
w świecie. - Nie pasuje Ci coś?
- Tak, ty. - warknęła.
- Udam, że tego nie słyszałem.
- Powtórzyć?!
- Dobrze, udajmy, że tego wszystkiego nie było.
Wadera zaprowadziła mnie do pary alfa. Udało mi się dołączyć
do watahy, dostałem jaskinię. Poszedłem się do niej przespać. Obudziłem się po
kilku godzinach. Kiedy wychodziłem, zauważyłem Massacre, która szła w stronę
lasu.
- Massacre! - krzyknąłem. - Cześć. - podbiegłem do
niej.
- Znowu ty? Zjeżdżaj! - warknęła.
- Wiesz...Jeszcze sie za dobrze nie znamy, więc jak spędzimy
ze sobą wiecej czasu, to może mnie polubisz...?
- Co? Zaraz rzygnę! - zaśmiała się. - Ja nikogo nie
lubię.
- Może ja będę wyjątkiem...
- Nie! Wolę spędzać czas z duchami. - machnęła ogonem i już
miała iść, kiedy...
- Czekaj! - zatrzymałem ją. - Możesz wywoływać
duchy?
- Ta, a co? - spytała obojętnie.
- Ja też! Może zrobimy coś w stylu...Hmm...Pojedynku
dusz?
<Massacre, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz