piątek, 25 stycznia 2013
Od Omegi - CD historii Toboe
Toboe wybiegł przed ludzi. Nie mogłyśmy go już zatrzymać, musiałyśmy postępować tak, jak zaplanował basior, jednocześnie modląc się, żeby przeżył. Gdy doszliśmy do budynku, zastaliśmy jednego mężczyznę. Flirtował z jakąś lalunią. Postanowiłyśmy, że ja zaatakuję kobietę, a Tęcza i Shila skoczą na mężczyznę. Para niczego nieświadoma dalej romansowała, aż oboje padli bez żadnego odgłosu. Udało się! Teraz musiałyśmy tylko znaleźć uwięzione tu wilki. Ja i Tęcza poszłyśmy w lewo, ponieważ tam bardziej śmierdziało krwią. Shila odważyła się pójść sama w prawo. Znalazłyśmy tylko jednego szczeniaka, zero ludzi. Zdziwiłyśmy się. Może wszyscy poszli za Toboe? Nie słyszałyśmy żadnych strzałów, krzyków, więc Shila prawdopodobnie też nie spotkała żadnego człowieka. Szłyśmy dalej. Korytarz zdawał się nie mieć końca. Zaglądałyśmy do każdego pomieszczenia. Wszędzie była krew. Gdy otworzyłyśmy jedne drzwi, zastałyśmy martwych ludzi. Pokój był ogromny. Było tu wiele łóżek. Na nich leżeli martwi ludzie. I martwy wilk... Nie znałam go. Usłyszałyśmy straszny krzyk z lasu. Człowieka. Przypomniałyśmy sobie o Toboe. Dobrze, że korytarz się już skończył. Wzięłam tego małego szczeniaka na kark. Ja i Tęcza biegłyśmy ile sił w łapach do miejsca, w którym rozstaliśmy się z basiorem. Shila już tam była.
-Przybiegłam przed chwilą. Korytarz się skończył. Nikogo nie było. Co to za szczeniak?-spytała ze zdziwieniem.
-Nie wiem, a zresztą musimy pomóc Toboe! I powiedzieć mu, że jego ojca tam nie ma. -odparłam.
-Racja.-rzekła Tęcza i wszystkie pobiegłyśmy przed siebie. Po pół godzinie(dopiero! gdzie on ich zaprowadził...)zobaczyłyśmy Toboe'go. Całego we krwi. Dziwnie się poczułam, do oczu napłynęły mi łzy. Starałam się, żeby nie było ich widać.
-A jeśli on... a jeśli on... nie żyje?-spytałam łamiącym się głosem.
-Zabił tych wszystkich ludzi...-zdziwiła się Tęcza-Jaki on silny.
-Nie pora na takie bzdety. Żyje.-powiedziała Shila, która jako jedyna zachowała zimną krew.-Znam się trochę na lecznictwie. Przeżyje. Ale zanieśmy go na tereny naszej watahy. Tęcza, zaprowadź nas. Medycy się nim zajmą.-podyktowała wadera. Ale coś nam przeszkodziło w realizacji tego planu...
-Co się dzieje?!-krzyknęłam.
<Shila, Tęcza, dokończcie:) >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz