-Mów co chcesz, ja i tak zrobię to,co uważam za słuszne.-powiedziałam Toboe,i już miałam coś dodać,gdy nagle za nim pojawiło się...coś...przypominające ducha:
![]() "Towarzysz? Czy ci z WKP naprawdę są walnięci?"pomyślałam,i szybko zrobiłam minę "WTF?",żeby porozumieć się z Toboe bez słów. On szybko się odwrócił...i dostał kulą niebieskiego płomienia prosto w pysk. Poleciał trochę,ale szybko się otrząsnął,wziął rozbieg i skoczył potworowi do brzucha. Duch był lekko oszołomiony,więc Toboe zdążył zadać kilka innych ciosów w różne miejsca,ale zaraz potem stwór machnął tylko ręką...Toboe odleciał kilka kilometrów dalej. Wkurzyło mnie jak nie wiem,tak więc już miałam zaatakować podobnie jak Toboe,gdy poczułam ostry ból w boku i kręgosłupie. No tak. Rany. Schowałam się w krzaki,gdy wpadł mi niezwykły pomysł. Zrobię to,co zrobić powinnam-sięgnę nieba i wyżej! (Muzyczka: http://www.youtube.com/watch?v=_Gcrx2Ab0FM ) Włożyłam gogle i wyjęłam z plecaka skrzydła. Założyłam je i modląc się w duchu,uruchomiłam silnik i zamknęłam oczy... Coś mną szarpnęło i wypadłam z krzaków. Odliczyłam do 10. Nic się nie stało. Otworzyłam powoli oczy...Byłam na wysokości głowy ducha.Latałam! Skrzydła działają! DZIAŁAJĄ! Odwróciłam się w stronę twarzy stwora. Próbował mnie złapać łapą,jak muchę. Ja oczywiście uciekałam. Wyjęłam z plecaka bomby z śmierdzącym pyłem i zaczęłam obrzucać nimi stwora. Duch zaczął odgarniać pył machając wokół siebie rękami. Ja wyjęłam prawdziwe bomby,i zaczęłam obrzucać nimi stwora. Trafiały w ręce, brzuch,raz jedna wpadła do płomienia na głowie duch,ale on jakby nic z tego nie robił. Rzuciłam więc kilka śmierdzących bomb i rzuciłam na oślep ostatnią wybuchającą bombą...Trafiła w paszczę krztuszącego się ducha. On poczekał chwilę,i,zauważając że nic się nie dzieje,począł się ohydnie śmiać... *SSSSBUMPSSSS* Potwora już nie było,jedynie jego czarne jak smoła,płynne,musujące szczątki. Niestety,upadając,podpalił ogniem trawę...Ogień z jego głowy był magiczny,mógł w mniej niż sekundę sfajczyć wilka. Ja zrobiłam coś w rodzaju powietrznych baniek,wsadziłam do nich wiadomość "Trawa się podpaliła,i to ogniem magicznym! Uciekajcie,najlepiej na czubki jaskiń,kamienia ogień nie spali!"i posłałam do wszystkich z watahy. Na szczęście ja już byłam na jaskini,a po chwili zauważyłam tłum wilków zmierzających w moją stronę. Gdy radowałam się ze wszystkimi zagładą połowy WKP, przypomniała mi się bardzo ważna rzecz... Toboe! Zeszłam z jaskini,i nic sobie nie robiąc z okrzyków Nirvany i innych "Wracaj! Nie dasz rady tak szybko uciec przed ogniem,zginiesz!" pobiegłam w stronę wschodniej granicy watahy. Ogień był kompletnie wszędzie. I tu,i tam,i...Wszędzie! Musiałam przez niego przeskakiwać,okrążać go...Dobrze że nie musiałam robić jakichś wygibasów,prawdopodobnie rany by mi się otworzyły i sama bym się sfajczyła. Na szczęście dotarłam w ostatniej chwili. Ogień już miał się zając Toboe,gdy ja utworzyłam wokół niego bańkę,do której wpuściłam silne podmuchy wiatru.Ogień zgasł,tyle że nie wokoło mnie... Szybko włączyłam silnik skrzydeł,i uniosłam się w powietrze. Bańkę miałam na niewidzialnej "smyczy",przywiązanej do mojej łapy. Gdy leciałam nad ziemią...Widok był okropny.Wszędzie zmasakrowane ciała. Popiół pokrywał dosłownie całą powierzchnię. Nielicznym udało się uratować na skałach,lecz dym i tak powoli ich zabijał. Udało mi się dotrzeć do jaskini medyka,gdzie wszyscy już byli, otoczeni ścianą z wody,by śmiertelny dym ich nie dopadł. Przebiłam się przez ścianę i udało mi się upaść na sam środek jamy. -Cattle!-wykrzyknęła Nirvana.-Przeżyłaś! I...Twoje skrzydła działają! -I jest też Toboe.-powiedziałam ze zmęczeniem. Uwolniłam go z bańki i przyniosłam na środek. Zemdlał,i miał spalony jeden pazur i troszkę sierści na łapce. Powoli otwierał oczy... < Toboe?> | |

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz