czwartek, 27 grudnia 2012

Od Skayres

I kolejny wspaniały, letni dzień, jeszcze przed wschodem słońca, który spędzam gdzieś głęboko w lesie..Ah, lato! Słoneczko przyjemnie grzało, powiewał leciutki wiaterek i szeleszczał między liśćmi. Chmury, jak ten ludzki specjał, wata cukrowa, przystrajały niebo. Wokół mnie zieleń, przyroda...Czego więcej chcieć? Nagle jednak, ku moim zdziwieniu, z głośnym trzaskiem obaliło się drzewo. Szybko odskoczyłam, chociaż i tak było to daleko ode mnie. Po chwili ujżałam Arsusa.
- Arsus? Cześć! - podbiegłam do niego.
- Pa. - powiedział obojętnie i szedł dalej.
- Ej, co Ci?
- Chcę być sam! - warknął.
- Wszystko w porządku? Jesteś jakiś...Hmmm...nerwowy.
- A jaki mam być, skoro miło...Zresztą nie ważne. - spuścił łeb.
- Zdawało mi się, że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. - uśmiechnęłam się. - Chyba możesz mi powiedzieć?
Położyłam mu łapę na ramieniu, ten jednak mnie odepchnął.
- Nie. Skayres, my byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Teraz się zmieniłem.
- Co?
- Głucha? Nie jestem tym dawnym Arsusem, którego znałaś. Jestem inny. - powiedział rzucając przed siebie kulą ognia.
- Co ty robisz?! - krzyknęłam po czym używając żywiołu wody zgasiłam ogień.
- Skayres, proszę, odejdź...
- Nie zostawię Cię. Jesteśmy przyjaciółmi...
- SKAYRES, ODEJDŹ! - krzyknął i ze złości zapłonął ogniem.
Teraz nie wiedziałam już, z kim rozmawiam. Ten miły i sympatyczny basior zmienił się w...bestię? I jeszcze gorzej.
- Dobrze. - odparłam. - Odejdę. Ale radzę Ci się zastanowić. Jaki ty przykład dajesz Emi, co? Jesteś dla niej wszystkim. Czy chcesz, żeby wyrosła na zbuntowaną nastolatkę, która nigdy nie zazna szczęścia w życiu, bo będzie taka...taka jak ty?
- Nic nie rozumiesz...- szepnął.
- Nie, Arsus. To ty nic nie rozumiesz. Od tej chwili jesteś dla mnie zwykłym członkiem watahy, nie chcę mieć z tobą NIC wspólnego.
I odeszłam, zostawiając go samego. Nadal nie mogę uwierzyć w to, co zobaczyłam i usłyszałam. Tylko dlaczego? Jaki jest powód?

<Arsus, dokończ>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz