piątek, 25 stycznia 2013

Od Tęczy - CD historii Toboe'go

Pomysł Toboe'go był debilny gdy pobiegł w stronę ludzi zaczęłam przeklinać.Ale wbiegłam i tak do budynku.Rozejrzałam się po wszystkich stronach.
-Więc tak ty Omega pobiegnij w lewo ty Shila w prawo a ja prosto.-szepnęłam
-Okey.-powiedziały równo i pobiegły
Zaczęłam biegnąć korytarzem po piętnastu minutach zobaczyłam klatki.Zaczęłam biegnąć między klatkami otwierając je przednimi i tylnymi łapami.Byłam wyczerpana ale otwierałam klatki dalej.Nagle zobaczyłam klatkę z smętnym szarym wilkiem.Z resztkami sił otworzyłam klatkę ale on siedział smętny i nie zamierzał się ruszyć.
-Ej ty wychodź chyba chcesz żyć co nie?!-krzyknęłam dysząc
-Łatwo ci mówić bez mojego syna się nie ruszę a pewnie nie żyje więc zostanę tu puki i mnie nie zabiją.-odpowiedział smętnie
-A jak ma na imię twój syn.-podejrzewałam że on to właśnie ojciec Toboe'go
-Toboe.-powiedział z grymasem na twarzy
-Toboe?!-krzyknęłam.On żyje znaczy żył ale on wrócił po ciebie
Wilk się wstał
-Naprawdę?!-wykrzyknął
-Tak.-odpowiedziałam.
Wtedy Tsume wyszedł z klatki.
-Musimy go poszukać.-powiedział biegnąc
-Jestem za!-krzyknęłam biegnąc za nim
Zatrzymaliśmy się obok nieprzytomnego wilka który leżał w kałuży własnej krwi.Zasłoniłam łapą pyszczek.
-Toboe.. czy on?-powiedziałam zrozpaczona.-To moja wina.-powiedziałam z łzami w oczach
-Nie panikuj.-powiedział przekręcając oczami Tsume.-Jeszcze żyje i będzie żyć jeszcze sporo lat
-Uff.. już myślałam.-otarłam łzy łapą i się uśmiechnęłam
Tsume wziął na grzbiet Toboe i wybiegliśmy z budynku.Na podwórku czekały na nas Shila i Omega.
-O nie co jest Toboe?!-powiedziała przerażona Omega
-Nic mu nie jest,może jest nieprzytomny ale wróci do siebie.-uśmiechnął się Tsume
-Okey wilki możecie się rozejść i nie musicie dziękować.-powiedziałam do wszystkich wilków a one odbiegły.Szliśmy spokojnie ale wreszcie zdecydowaliśmy się na bieg wbiegliśmy na tereny watahy pierwszą rzeczą którą Tsume zrobił było oddać medykom w opiekę Toboe.Kiedy wrócił jego partnerka Natalie i jego córka Dakota rzuciły się na niego by go poprzytulać.
-A gdzie Toboe.-powiedziała przerażona Dakota
-U medyków ale to nic poważnego.-uśmiechnął się i wstał
Patrzyłam na nich z daleka.Pobiegłam do medyków widziałam leżącego na liściach Toboe.Medycy spali obok.Weszłam po cichu i usiadłam obok Toboe.Otworzył oczy i uśmiechnął się
-Nie jestem medykiem ale raczej powinieneś leżeć.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy
-Wiem.-odpowiedział
-A tak w ogóle to jak się czujesz.
-Dobrze.-burknął
-Jak się walczyło z ludźmi?
-Fajnie.. ale widzisz co mi zrobili.-wymamrotał
-Widzę,widzę.-powiedziałam patrząc poważnie na jego rany
-A co z ojcem.-powiedział trochę nerwowy
-On cię tutaj przyniósł.-uśmiechnęłam się
-Uff. całe szczęście.A kto go znalazł?
-Ja.-powiedziałam dumna z siebie
-Dziękuje ci nie wiedziałem że można na tobie tak polegać.-powiedział
-Heh nie ma za co dziękować a co do polegania to nie przesadzaj ja ci podsunęłam ten pomysł i ja go do kawałka zrealizowałam.-odpowiedziałam nieco zarumieniona
-Ja może już pójdę.-powiedziałam odchodząc
-Nie.. zostań.Dotrzymaj mi towarzystwa.-powiedział nieco smutny
-No ok.-usiadłam obok niego
< Toboe dodasz coś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz