Pomysł Toboe'go był debilny gdy pobiegł w stronę ludzi zaczęłam przeklinać.Ale wbiegłam i tak do budynku.Rozejrzałam się po wszystkich stronach.
-Więc tak ty Omega pobiegnij w lewo ty Shila w prawo a ja prosto.-szepnęłam -Okey.-powiedziały równo i pobiegły Zaczęłam biegnąć korytarzem po piętnastu minutach zobaczyłam klatki.Zaczęłam biegnąć między klatkami otwierając je przednimi i tylnymi łapami.Byłam wyczerpana ale otwierałam klatki dalej.Nagle zobaczyłam klatkę z smętnym szarym wilkiem.Z resztkami sił otworzyłam klatkę ale on siedział smętny i nie zamierzał się ruszyć. -Ej ty wychodź chyba chcesz żyć co nie?!-krzyknęłam dysząc -Łatwo ci mówić bez mojego syna się nie ruszę a pewnie nie żyje więc zostanę tu puki i mnie nie zabiją.-odpowiedział smętnie -A jak ma na imię twój syn.-podejrzewałam że on to właśnie ojciec Toboe'go -Toboe.-powiedział z grymasem na twarzy -Toboe?!-krzyknęłam.On żyje znaczy żył ale on wrócił po ciebie Wilk się wstał -Naprawdę?!-wykrzyknął -Tak.-odpowiedziałam. Wtedy Tsume wyszedł z klatki. -Musimy go poszukać.-powiedział biegnąc -Jestem za!-krzyknęłam biegnąc za nim Zatrzymaliśmy się obok nieprzytomnego wilka który leżał w kałuży własnej krwi.Zasłoniłam łapą pyszczek. -Toboe.. czy on?-powiedziałam zrozpaczona.-To moja wina.-powiedziałam z łzami w oczach -Nie panikuj.-powiedział przekręcając oczami Tsume.-Jeszcze żyje i będzie żyć jeszcze sporo lat -Uff.. już myślałam.-otarłam łzy łapą i się uśmiechnęłam Tsume wziął na grzbiet Toboe i wybiegliśmy z budynku.Na podwórku czekały na nas Shila i Omega. -O nie co jest Toboe?!-powiedziała przerażona Omega -Nic mu nie jest,może jest nieprzytomny ale wróci do siebie.-uśmiechnął się Tsume -Okey wilki możecie się rozejść i nie musicie dziękować.-powiedziałam do wszystkich wilków a one odbiegły.Szliśmy spokojnie ale wreszcie zdecydowaliśmy się na bieg wbiegliśmy na tereny watahy pierwszą rzeczą którą Tsume zrobił było oddać medykom w opiekę Toboe.Kiedy wrócił jego partnerka Natalie i jego córka Dakota rzuciły się na niego by go poprzytulać. -A gdzie Toboe.-powiedziała przerażona Dakota -U medyków ale to nic poważnego.-uśmiechnął się i wstał Patrzyłam na nich z daleka.Pobiegłam do medyków widziałam leżącego na liściach Toboe.Medycy spali obok.Weszłam po cichu i usiadłam obok Toboe.Otworzył oczy i uśmiechnął się -Nie jestem medykiem ale raczej powinieneś leżeć.-powiedziałam z uśmiechem na twarzy -Wiem.-odpowiedział -A tak w ogóle to jak się czujesz. -Dobrze.-burknął -Jak się walczyło z ludźmi? -Fajnie.. ale widzisz co mi zrobili.-wymamrotał -Widzę,widzę.-powiedziałam patrząc poważnie na jego rany -A co z ojcem.-powiedział trochę nerwowy -On cię tutaj przyniósł.-uśmiechnęłam się -Uff. całe szczęście.A kto go znalazł? -Ja.-powiedziałam dumna z siebie -Dziękuje ci nie wiedziałem że można na tobie tak polegać.-powiedział -Heh nie ma za co dziękować a co do polegania to nie przesadzaj ja ci podsunęłam ten pomysł i ja go do kawałka zrealizowałam.-odpowiedziałam nieco zarumieniona -Ja może już pójdę.-powiedziałam odchodząc -Nie.. zostań.Dotrzymaj mi towarzystwa.-powiedział nieco smutny -No ok.-usiadłam obok niego < Toboe dodasz coś?> | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz