Gdy dowiedziałem się, że ciocia Nirvana i wujek Diego odeszła było mi smutno. Razem z ciocią Saphirą wychowywali mnie, gdy rodzice nie mogli. Strasznie będzie mi ich brakowało, ale jedno pytanie ciągle krąży mi po głowie "Kto został alfą?", bo w końcu ktoś musiał.
Chodziłem bez celu po terenach watahy, widziałem jak niektóre wilki pakują swoje rzeczy i zmierzają w jakimś kierunku.
- Gdzie oni idą? - zapytałem sam siebie.
- Odchodzą. - usłyszałem głos Effy. Zdezorientowany rozejrzałem się i ujrzałem ją obok siebie.
- Czemu?
- Nie wiedzą co będzie, podczas panowania nowych alf to odchodzą. - powiedziała lekko zdołowana.
- Nowych? Wiesz kto nimi został? - po tym pytaniu jej mina mówiła "Jaja sobie ze mnie robisz?". - No co?
- Ale jesteś zacofany. Idź do jaskini rodziców, oni Ci powiedzą. - odparła i pobiegła do siebie.
Tak jak mi Effy poradziła, rzuciłem się pędem do jaskini rodziców.
Gdy byłem blisko celu zauważyłem Oriona i Evelyn wychodzącego od rodziców. Podbiegłem do nich, bo mieli ze sobą jakiś ekwipunek.
- Cześć, co jest? - zapytałem.
- Odchodzimy. - odparli poważnie.
- Co? Czemu?
- Chcemy zacząć życie od nowa. Mama odeszła, a tutaj... Za dużo wspomnień. - westchnęła Evelyn. Rodzeństwo wyminęło mnie i poszło w dal.
- Życzę powodzenia w nowym życiu. - powiedziałem i wszedłem do jaskini. Tam siedziała mama, tata oraz Caspian, również się pakowali.
- Nie, nie, nie! - warknąłem i zagrodziłem drogę wychodzącemu bratu.
- Co nie? - zapytał zdezorientowany.
- Nie odejdziemy! Zostaniemy w WSK cokolwiek by się działo!
- Axl o czym ty mówisz? My nigdzie się nie wybieramy. - powiedziała mama.
- To po co się pakujecie?
- Przenosimy się od jaskini alf. - odpowiedział tata.
- Co?! Po cholerę?! - po moich "oburzeniu tata wszystko mi wyjaśnił. Zrobiło mi się głupio, że odwaliłem taką scenę więc wybiegłem w teren.
Po 30 min. spacerze w lesie zostałem zaatakowany przez jakąś szarą waderę. Nazywała się Nikota.
- A chcesz dołączyć do watahy mojego ojca? - zapytałem.
- A mogę?
- Ymm.. nie wiem ale na pewno się zgodzi. - uśmiechnąłem się.
- No dobrze prowadź.
- Nie jest to daleko, jakieś 30 minut stąd. - odparłem i ruszyłem przed siebie.
Nikota dotrzymywała mi kroku. Nawet nie zauważyłem kiedy stanęliśmy przed jaskinią Alf, całą drogę rozmawialiśmy o tutejszych terenach i watasze.
- Tato! - krzyknąłem, bo wejście było zabarykadowane mchem.
- No?! - odparł.
- Spotkałem pewną waderę, nazywa się Nikota. Może dołączyć?
- Jasne.
- Możesz. - zwróciłem się ze śmiechem do wadery. Czemu ze śmiechem? A nie wiem... Jakoś rozbawiła mnie ta sytuacja.
- Em... Tu zawsze tak jest? - zapytała.
- Nie. Tylko dzisiaj, bo się przeprowadzaliśmy do innej jaskini.
- Aha... - szepnęła z uśmiechem.
- Oprowadzić Cię czy dasz sama radę? Mogę też przyznać Ci kogoś, bo jest tutaj kilku oprowadzających. To jak?
<Nikota?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz