Wojny, zmartwienia, porwania, i inne nieszczęścia... Mam dość. Już od dawna. Tej nocy miałam niezwykły sen. Opowiadał on o życiu w zaświatach. O cudownym życiu, o nagrodzie za dobroć na Ziemi... O tym, jakie tam panuje szczęście, pokój, miłość. Obudziłam się ze łzami w oczach. Nie dlatego, że bałam się śmierci. Wręcz przeciwnie. Dlatego, że ciągle muszę tkwić tutaj, gdzie co drugi dzień przybywa mi problemów. Miałam ochotę odejść z watahy, przekazać ją komuś... Chciałam być wolna, żyć w niedużej gromadce, składającej się tylko z mojej rodziny. To męczyło mnie już jakiś czas, a dzisiaj... Dziś podjęłam decyzję. Wezwałam do swojej jaskini Asesina, jak i Modestę. Oboje zjawili się dość szybko i zajęli miejsce obok mnie. Po ich minach można było poznać, że są zaniepokojeni.
- To po co kazałaś nam przyjść, siostrzyczko? - odezwał się mój brat po dłuższej chwili milczenia.
- Wiesz, że cię kocham... Prawda? - spytałam z lekkim uśmiechem. - Tą watahę również kocham. Ale ja już tak nie chcę. Mam dość. Nie chce być alfą.
- Do czego zmierzasz? - zapytała Modesta, jednak wiedziałam, że się już domyśla.
- Chcę odejść.
- Nie żartuj... - Asesino ruszył przecząco głową. - Gdzie zamierzasz się niby udać?
- Nie wiem. Chcę założyć rodzinę. Małą rodzinę. Chcę mieć prawdziwych przyjaciół, którzy pokochają mnie, nie wiedząc, że jestem, a raczej byłam alfą. - westchnęłam. - Po prostu chce odejść.
- Przemyśl to...
- Przemyślałam. Oddaję wam swoje stanowisko. - odparłam stanowczo. - Sądzę, że dacie sobie radę.
- A jeśli nie? - spytała wadera.
- Trudno... Raz się żyje, prawda?
- Nie wiesz, co robisz. - zadrwił As. - Jeszcze tego pożałujesz.
- Nie. Proszę was. Przejmijcie to stanowisko. Ja mam dość...
- A co, jeśli się nie zgodzimy?
- Poproszę kogoś innego.
- W sumie to... Chyba możemy spróbować. - Modesta spojrzała się na swojego partnera trochę niepewnym wzrokiem, a ja przytaknęłam.
- Zobaczę cię kiedyś jeszcze...?
- Oczywiście. Będę was odwiedzać. - powiedziałam i podeszłam do brata, po czym mocno go przytuliłam. - Rozumiem, że się zgadzasz?
- Tak. - odparł, po czym ściszonym głosem dodał - Uważaj na siebie.
Odwróciłam się, ponieważ nie chciałam, by Asesino zobaczył łzy, które właśnie uroniłam. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę głazu, na którym prowadzone są przemówienia, weszłam na niego i usiadłam, po czym głośno zawyłam, powtarzając to kilkakrotnie, zwołując całą watahę. Gdy wszystkie psowate zebrały się już wokół skały, ja oznajmiłam, że odchodzę i oddaje swoje stanowisko Asesinowi oraz Modeście, po czym zeszłam i ruszyłam w stronę rodziny i najlepszych przyjaciół, mocno ich ściskając. Musiałam przyrzec, że będę ich odwiedzać, inaczej by mnie nie puścili. Zrobiło mi się trochę smutno, jednak byłam pewna swojego wyboru. Ruszyłam przed siebie, nie oglądając się. Gdy opuściłam już Teren Główny, i zagłębiłam się w lesie, usłyszałam znajomy głos:
- Będę tęsknić.
W jednej chwili skojarzyłam, że słowa te zostały wypowiedziane przez Petera. Odwróciłam się. Rzeczywiście, był to on. Stał za mną z takim tajemniczym uśmieszkiem.
- Ja również. - odparłam i podeszłam do niego.
- Trudno było chyba podjąć taką decyzję, co? - spytał i spojrzał mi prosto w oczy, stopniowo się przybliżając.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - szepnęłam.
- To raczej nie jest odpowiedni moment, ale...
- Ja ciebie też. - przerwałam mu i delikatnie pocałowałam basiora. Po skończonym pocałunku, oboje mocno się do siebie przytuliliśmy. - Chodź ze mną... Razem założymy rodzinę. - zaproponowałam.
<Peter? Idziesz ze mną? Dokończ opo i nie dawaj nikomu do dokończenia, jeśli możesz ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz