- To jest moje sanktuarium. - powiedziałam
dumnie.
- Że co? Nie rozumiem. - Moja świątynia. - Jesteś boginią? Nie powinnam klękać? - była speszona. - Oczywiście, że nie. Modesta? Proszę cie wstań... Ona naprawdę wyłożyła się na ziemi. - To co robiłaś w świątyni? - ponowiła pytane. - Wzlatuje w powietrze i wznoszę księżyc każdej nocy. - A więc jesteś boginią? - Nie, oczywiście, że nie. Mój dziadek jest księżycem. - Że jak?! - wrzasnęła. - Tak jak słyszysz. Jestem ostatnim żyjącym potomkiem ksieżycowych wilków. - Niesamowite... - Oj tak i do tego męczące. Ponownie zaczęłyśmy brechtać. Ta wadera naprawdę jest kimś dla kogo mogę w ogień pójść. - Wiesz co? Nigdy nie spotkałam jeszcze takiego wilka. - Ale jakiego? - Takiego jak ty! - Bom ja jestem unikalna - powiedziała podniosłym głosem i dumnie wypięła pierś. Pogaduszkom, ploteczkom i śmiechom towarzyszyła dobra atmosfera. Spędziłyśmy tak prawie cały wieczór. Do świątyni na spoczynek wróciłam dopiero nad ranem. Ach! Czy to wreszcie ta osoba, która zasługuje na moją przyjaźń? < Modesta dokończ > |
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz