Dotknęłam również piersi. Gdy podniosłam oczy - matki już nie było. Chciałam
wmówić sobie, że to sen, że zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy. Lecz gdy
otworzyłam oczy nic się nie zmieniło.
Wyszłam z świątyni, była już późna
pora. Wnet potknęłam się.
Spojrzałam za siebie. Potknęłam się o wilka!
Podleciałam do niego by udzielić mu pomocy. Przestraszył się. Szybko schowałam
skrzydła. Był mocno poturbowany. Wymówiłam zaklęcie i dotknęłam go łapami .
Promień światła księżycowego skierował się na nas. Po chwili wilk a tak naprawdę
to wilczyca wstała.
- Jak to zrobiłaś? - była zaskoczona - jeszcze przed
chwilą tak bolał mnie bok.
- uleczyłam cię i no.. to moja wina... -
urwałam.
- Hę?
- Potknęłam się o ciebie - przyznałam i opuściłam łeb.
-
Potknęłaś?
- No tak...
Wtedy wstałam i wadera doznała szoku - byłam
prawie raz większa jak ona.
- Teraz rozumiem - powiedziała a ja
przytaknęłam.
Miałam już wzlatywać, gdy zatrzymała mnie. Zaniechałam wzbicia
się w powietrze i odwróciłam się. Była zachwycona mną! Może to właśnie przez mój
wzrost, a może to dlatego, że z bijącym aurą futrem wyglądałam jak bogini?
-
Kim jesteś - zapytała się drżącym głosem.
- Kasandra.
- Kasandra?
Wznosicielka księżyca?
- Skąd wiesz?
- Wszyscy wszędzie znają ciebie i
twoją historię.
Uśmiechnęłam się do niej.
<Modesta dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz