Potknęłam się i z rumerem uderzyłam o ziemię. Moje bolące kości dawały się we
znaki. Była już późna godzina, nie czułam się dobrze. Postanowiłam tu odpocząć.
Rano zauważyłam wilka stojącego obok mnie. Podniosłam się, musialam narobić
mu strachu, bo byłam o wiele większa od niego. Wadera przyglądała się mi, jakby
zobaczyła Boga czy jakieś inne dziwne zjawisko.
- Kasandra - szeptała.
O
co jej mogła chodzić? Nie znałam jej.
- Em... Tak jestem Kasandra -
odpwiedziałam grzecznie - A ty to kto?
- Skayres - alfa.
- Gdzie ja
jetsem
- W watasze Srebrnego Księżyca.
- To jest to miejsce?
Nie
patrząc na wadere szłam w kierunku wzgórza. Tak to było to miejsce. Stara
jabłonka jeszcze tu była. Tu się wychowałam.
- Urodziłam się tu - mówiłam -
wychowałam, tyle tu wspomnień.
Wadera podeszła.
- Chcesz z nami zostać
Kasandro - wznosicielko księżyca?
- Jeżeli nie sprawię kłopotu.
Musiałam
się mocno natrudzić aby spojrzeć jej prosto w oczy. Opłacało się , widziałam
promienny uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz