Nirvana wolała popływać, zamiast spędzać czas na Wyspie Królowej Zimy. Mnie to obojętne, byle by jej było wygodnie. Ruszyliśmy na plażę, cały czas gawędząc. O dziwo, ciągle znajdowaliśmy nowe tematy na rozmowy. Cały czas zasypywałem Nirv komplementami, na co wadera chichotała. Nie wiem czemu to robiłem, przychodziło mi to naturalnie. Dotarliśmy nad brzeg morza. Wilczyca niemal od razu rzuciła się do wody.
- Nie wejdziesz? - spytała Nirvana.
- Nie sądzisz, że trochę zimnawo?
- Nie... No chodź! W wodzie się rozgrzejesz!
- No dobra... - westchnąłem i zanurzyłem łapę w wodzie, po chwili jednak otrząsnąłem się i wyciągnąłem ją. - Brrr...
- Przestań! - krzyknęła i ochlapała mnie wodą. Woda miała chyba 10 stopni.
- Jak chwilę popływasz, to się rozgrzejesz. No chodź! - zachęcała mnie. "Raz kozie śmierć" - pomyślałem i skoczyłem do wody. Niska temperatura momentalnie zmroziła moje stawy. Nie mogłem się ruszać. Ogarnęła mnie panika. Dane mi było tylko patrzeć na przerażone oczy Nirvany i ogarniającą mnie ciemność.
<<Nirvana? Sorry, że takie krótkie, weny nie mam :/>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz