Z każdym dniem czułam się gorzej. Spokoju nie dawała mi szczególnie jedna myśl. Myśl która krążyła po mojej głowie od ponad dwóch lat... Tego ranka wyleciałam z jaskini. Josh'a gdzieś wcięło. Może to i lepiej... Poleciałam nad jeziorko. Usiadłam przy nim i wpatrzyłam się w wodę. Czy tego chciałam? Czy chciałam to dalej ciągnąć, udając szczęśliwą? Nie mogłam... Ja nie jestem typem wadery będącej w związku. Nie lubię tego... Nie chcę być z kimś związana... Nigdy nie chciałam... Usłyszałam szelest w krzakach. Odwróciłam głowę. To był Rocket.
-Co tu robisz?-spytał podchodząc.
-Nic-mruknęłam.
Może teraz jest dobry moment? Nie... Nie teraz... Nie tutaj... W dodatku chcę o tym porozmawiać z Josh'em, nie z nim. Rozłożyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. W jednej chwili usłyszałam głośny krzyk. Dochodził od strony gór. Poleciałam tam. Szybko wylądowałam i zobaczyłam... Rocky leżącą pod stertą głazów. Musiały się osunąć... Tylko czemu? Córka traciła siły z chwili na chwilę. Próbowałam jej pomóc. Jednak każda próba była błędna. Po pięciu minutach zamknęła oczy.
-Rocky...-szepnęłam. Nic się nie stało.-ROCKY!
Nie... To nie mogła być prawda! Moja córka... Nie żyje.... Ale czemu... Usłyszałam kroki. Natychmiast się odwróciłam. Zobaczyłam Josh'a stojącego razem z Rocket'em. Obaj mieli przerażone miny.
-Co ty...-szepnął Josh.
-Ja?! Ja nic!-powiedziałam spokojnie.
-A ta krew na pysku i łapach to co?-zauważył Rocket.
Faktycznie... Miałam ją na pysku i łapach...
-To nie tak!-próbowałam się usprawiedliwić.-Próbowałam jej pomóc! Naprawdę!
-Tak, jasne!-warknął.-I co jeszcze?!
-Tricha... Ja Cię nie poznaję...-powiedział Josh.
Byłam bliska płaczu. Nie wierzą mi... Mój syn i partner mi nie wierzą... Postanowiłam teraz im to powiedzieć. Jednak właśnie w tej chwili... Ściana skalna zaczęła się walić. Poleciałam do góry. Przywarłam co niej ciałem, próbując zwolnić jej spadanie. Nic to nie dało. Po chwili leżałam przygnieciona przez skałę. Rozejrzałam się. Nigdzie nie było widać Rocket'a.
-Po co to zrobiłaś?!-krzyknął Josh.
-Chciałam was chronić!-również krzyknęłam.-I wiesz co jeszcze?! NIGDY nie chciałam mieć dzieci!!!
Stanął zamurowany. Nie wiedział co powiedzieć. Ja też nie. Nie miałam siły. Życie szybko ze mnie uchodziło.
-Ani... Partnera-dodałam po chwili ciszej.
Uśmiechnęłam się wrednie i zarazem szaleńczo. Chwilę później głaz dosłownie mnie zmiażdżył. Spokojna zamknęłam oczy. Przynajmniej powiedziałam mu to w twarz przed śmiercią, pomyślałam.
<<Josh, dokończysz to dramatyczne opowiadanie w którym nasza trójka ginie?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz