Ranek. Dopiero co się obudziłam. Wyszłam z jaskini, by powitać nowy dzień i przyjemnie grzejące słoneczko. Ledwo co zdążyłam zrobić kilka kroków, a już podbiegła do mnie Atacama z jakimś ptakiem w pyszczku. Spytała, czy to zwierzątko może zostać jej towarzyszem. Oczywiście, że się zgodziłam, jednak ptak (a może raczej ptaszysko) zaczęło wierzgać się i krzyczeć, że nie jest ptakiem, co mnie bardzo zdziwiło.
- To czym jesteś?- spytałyśmy chórkiem.
- Jestem - tu opierzone stworzenie zrobiło przerwę i... Zmieniło się w wilka. A raczej w waderę. - wilczycą. - dokończyła grubym głosem, który nijak nie pasował do postaci wadery z czerwonymi kosmkami włosów, spadających kaskadami na pyszczek.
Mi i Atacamie wprost szczęka opadła ze zdziwienia. Poprosiłam młodą członkinie watahy, by poszła do rodziców, a ta, jednak bardzo niechętnie, zgodziła się. Zostałam sama z pta... Znaczy wilkiem. Rozpoczęliśmy rozmowę.
- To... Jak się tutaj znalazłeś? - spytałam. - Aś... Znalazłaś... - szybko się poprawiłam.
- Eh, jak tam wolisz. - westchnęła.
- Nie rozumiem?
- Mam trzy wcielenia. - powiedziała (grubym, męskim głosem) i w kilka sekund zmieniła się... w basiora.
Tutaj już kompletnie zaczęłam się jąkać. Byłam strasznie skołowana. Wszystkie wilki, które koło nas przechodziły, patrzyły się, jak na wariatów.
- Okay... Chyba przyjęłam to do wiadomości. - otrząsnęłam się. - To w końcu mam mówić do ciebie w formie żeńskiej czy męskiej? - spytałam z lekkim uśmiechem.
- Jak wolisz.
- A... Może chcesz dołączyć do watahy? - zmieniłam temat.
- W sumie to... Czemu nie.
<Vladimir? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz