Jestem w watasze od dłuższego czasu jednak nie znałam nikogo. Może tylko Saphirę i jej rodzinę, Asesina i jego rodzinę, Nirvanę oraz Dereka. Jednak z nimi raczej się nie zaprzyjaźnię. Moja przyjaciółka musi być taka sama jak ja z charakteru: arogancka, nieprzyjemna, tajemnicza... Przyjaźń w moim wydaniu nie opiera się na wzajemnym gadaniu o basiorach i gustach innych ludzi. Raczej na obrabianiu d**y każdemu kto podpadnie i bycie wrednym dla... Tu akurat każdy pasuje.
Dzisiaj razem z Lucyferem u boku poszłam na spacer w poszukiwaniu wilków z którymi warto się zaprzyjaźnić. Nie byłam zbytnio chętna, ale demon mnie przekonał. Brak duszy pozbawił mnie pewnych uczuć więc łatwo było mnie do niektórych rzeczy przekonać. Chodząc sobie po polanie każdy dziwnie się na mnie patrzył. Nie dziwię im się... Rozmawiałam z Lucyferem, a on by nie robić zamieszania stał się niewidzialny więc tak jakby mówiłam do siebie. Ja również na nich patrzyłam. W moich oczach każdy był taki sam. Szary, prosty, żyjący w cieniu, nie wychylający się, nie podpadający alfom, betom i gammom. Nikt nie był godzien mojej uwagi. - To nie ma sensu! - warknęłam uderzając gałąź, która pod wpływem mocnej siły pękła. - W tej watasze nie znajdę znajomych! - Ruby uspokój się! - Lucyfer podniósł głos. - I ty mi to mówisz! Demon. - zaśmiałam się szyderczo. - Przestań. - odparł. Nienawidził, gdy śmiałam się z niego, bo jeszcze nie był demonem. - Na pewno kogoś znajdziesz. - Ale kur*a gdzie?! - zapytałam ponownie łamiąc gałąź. - Może na polowaniu? - zaproponował. - ... - bez słowa ruszyłam na polowanie. W całym lesie było cicho. Żadnej zwierzyny. Wymieniałam z Lucyferem czasami kilka słówek, ale w końcu zauważyłam coś w krzakach. Cicho, z brzuchem przy ziemi skradałam się do osobnika, by w końcu z szponami na niego skoczyć. Okazało się, że ten zwierz postanowił zrobić to samo. To była białą wadera z czarnymi pasami na grzbiecie oraz z różową grzywą i czarnymi końcówkami. Zderzyłyśmy się w powietrzu. Natychmiast wstałam i zaczęłam warczeć na wilczyce, ona po chwili również wstała i też zaczęła warczeć. Spodobało mi się to... - Patrz jak skaczesz s*ko! - warknęłam ostro wysuwając szpony. - Ty patrz sz**to! - odwarknęła szczerząc kły. - Tępa dzida. - dodałam i odwróciłam się do Lucyfera. Demon był niewidzialny tylko dla innych, ja wciąż go widziałam. Znaczy, gdy chce to i ja go nie zobaczę, ale jeszcze nigdy tak nie zrobił =3 - Luc... - miałam powiedzieć, że idziemy, ale wtedy ona się na mnie rzuciła. Leżałam brzuchem przy ziemi, a ona stała na mnie wbijając mi pazury w barki. Troszkę bolało, ale przeżyłam gorsze rzeczy. Gdy wilczyca nachyliła łeb nad moim karkiem złapałam ją za niego łapami i przerzuciłam do przodu. Zwinnym skokiem znalazłam się na jej brzuchu i przejechałam przez jego całą długość pazurami. Białe futro momentalnie stało się czerwone od krwi. Na twarzy ofiary pojawił się grymas z bólu. Chciałam wbić pazury głębiej, ale oślepiło mnie światło emitujące z ciała wilka. Poczułam jak silnymi nogami odpycha mnie od siebie. Walnęłam w drzewo, które złamało się w pół lądując na waderze. Muszę przyznać... Jest silna, ale ja bardziej. Co się dziwić, jestem starsza, mam doświadczenie, jedyne co w życiu robię to trenuję. Kurz zaczął powoli opadać, a ja podeszłam do wadery, która leżała pod drzewem. Widząc ją zachichotałam. - Z czego rżysz?! - warknęła. - Z Ciebie. - odparłam i podałam jej łapę. Manier mnie nauczono. Pomogłam jej wyjść, a zaraz potem stało się to czego się spodziewałam. Wadera wyskoczyła z zębami chcąc przegryźć mój kark. Byłam już wiele razy w tej sytuacji więc nie dałam się zaskoczyć. Przechwyciłam jej głowę pewnym ruchem i mocno ścisnęłam. Nie, nie... Nie zgniotłam... Jeszcze. - Lekcja nr. 1. Nigdy nie skacz na ofiarę mając głowę wysuniętą najbardziej. - powiedziałam poważnie, mocno odpychając ją od siebie. Wilczyca odbiegła 3 metry ode mnie i zaczęła masować się po skroniach. - Czemu mnie nie zabiłaś? - zapytała. - A miałam? - zaśmiałam się szczerze. - Twoje oczy... - zmieniła temat. - Co? - Gdy walczyłyśmy wydawały mi się krwisto czerwone... Teraz są... Mniej czerwone... - Zaraz będą złote. - oświadczyłam rozglądając się wokoło. - Czemu? - dopytywała. - Kolor tęczówek zmienia mi się w zależności od nastroju. No chyba, że jestem demonem. Wtedy zawsze są złote, a białka robią się czarne. - Demonem? - Tak masz problem?! - uniosłam się. - Spokojnie Ruby. - powiedział Lucyfer. - Ech... Dobra. Przez cały czas przyglądałeś się walce? - zapytałam szturchając go w ramie. - Tak. Było zabawnie. - zaśmiał się. - E-em! - chrząknęła głośno wadera. Zapomniałam, że nie widzi ani słyszy Lucyfera. - Z kim gadasz? - Moim towarzyszem. - ucięłam krótko. - Taaa... Jasne. Na niego trzeba zasłużyć. - Zasłużyłam, ale co ja będę się tobie tłumaczyć. Lepiej spie***aj zanim Cię alfa zobaczy. - uśmiechnęłam się wrednie. - Wali mi ona. - odparła. Pozytywnie mnie zdziwiło. - Hm... Lucyfer pokaż się niedowiarkowi. - Dzień dobry. - odparł demon. Wokoło od razu zaczęło się robić "martwo". Ptaki przestały śpiewać, a słońce schowało się za chmurami. - Cz-cze-ść. - wyjąkała. Na początku chyba się bała Lucyfera, ale potem było okey. - Tak w ogóle jestem Ruby. - podałam łapę z krwi... Jej krwi. - Metallica. - również podała mi łapę z mojej krwi. - Jak zespół? - uśmiechnęłam się lekko. - Tak. - Hm... Nieźle tu wygląda. - powiedziałam. Las po walce wyglądał tak: < Metallica, co potem? xd> |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz