Przechadzałam się po głównych terenach watahy aż usłyszałam moje imię.
-O
czym rozmawiacie? Słyszałam moje imię.- powiedziałam i usiadłam obok
Vena.
-Bo wiesz Arii, zastanawia nas, czemu gdy staliśmy się, no wiesz...
parą, zniknęła Veruka, myślę że to moja wina...
-Ven wiesz, że to nie
twoja... - Powiedziała Modesta, lecz przerwał jej.
-Właśnie, że moja wina! To
przeze mnie! - Powiedział ze łzą w oku.
-Bo widzisz Ven - Zaczęłam - To nie
do końca twoja wina to przeze mnie...
-Jak to? - Odpowiedział zgodnie z
Modestą.
- Nie chciałam Ci o tym mówić... tylko ja o tym wiem. Veruka
prawdopodobnie nie żyje. Nie przez ciebie Ven... tylko prze ze mnie.-
odpowiedziałam ściszając głos, nie skończyłam, a już przerwała mi
Modesta.
- JAK TO?! - krzyknęła.
- To było kilka dni temu... była ciemna
noc, gdy usłyszałam szelest w krzakach. Ujrzałam Verukę.
- Ver jak dobrze cie
wi... - nie zdążyłam dokończyć, bo ta wydarła się na mnie ze wściekłością i
płaczem.
- TY SUKO!!! ODEBRAŁAŚ MI VENTUSA! ZAPŁACISZ ZA TO!
W tym
momencie rzuciła się na mnie. Byłam już wyczerpana i resztkami sił broniłam się.
Chciałam ją odrzucić, lecz ta potknęła się i wpadła w ciernie. Za nim się
wydostała straciła dużo krwi...
- Veruka... chodź do medyków oni ci pomogą!
-krzyknęłam.
- Nie potrzebuję pomocy! A z tobą dziw*o jeszcze się spotkam!-
krzyknęła i pognała w jakąś stronę nadal krwawiąc.
Nie wiem czy jeszcze
żyje... może już umarła.
I tyle ją widziałam.- powiedziałam.
Aha... -
odparli chyba niedowierzająco.
< Ven dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz