Byłam w lesie, by zapolować. Po krótkim czasie trafiłam na ślad. Ale nie był on
zwyczajny. W ziemi wyraźnie widniały ślady łap. Ogromnych łap. Nie należały one
do wilka. Uznałam to za wyzwanie.
Ruszyłam tropem. Stawał się on coraz
świeższy. Wiedziałam, że przeciwnik jest coraz bliżej. Zaczęłam baczniej
rozglądać się po otoczeniu, szukając dogodnego miejsca do walki. I znalazłam.
Wielka polana, a po jej drugiej stronie oczy. Oczy, potem pysk, przednie łapy, a
następnie cała pantera wyłoniła się z cienia. Jej wysoko uniesione łopatki,
świadczące o szybkim i cichym biegu. Drgający ogon, ostrzegający przed atakiem.
Oczy, drapieżne oczy pełne nienawiści.
I pazury, godne najlepszego
zabójcy.
Nie czułam strachu. Stanęłam na przeciw niej, spokojnie ją
obserwując. Najłatwiej byłoby przeciąć tętnice szyjną. To był niezawodny
sposób.
Ugięłam łapy... i skoczyłam. Walka była zacięta. Miałam zadrapanie na
łapie z powodu owych pazurów. Nie, nie zadrapanie. Głęboką ranę. Głęboką,
krwawiącą ranę. Musiałam to szybko skończyć. Długo nie wytrzymam, zaraz zacznę
słabnąć. Wpadłam na pomysł. Po chwili z ziemi pod panterą wyrosło pnącze
oplatając jej łapę. Było to na tyle dla niej zaskakujące, że wypadła z rytmu
walki i odsłoniła na chwilę szyję. Wykorzystałam to i ugryzłam. Po chwili leżała
już martwa, a ja biegłam w stronę watahy, w czym usilnie przeszkadzała mi
rana.
Droga nie była daleka, lecz w jej połowie musiałam zwolnić. Traciłam
coraz więcej krwi, a w wyniku słabłam.
Po chwili dotarłam już właściwie do
granicy lasu, gdy zaskoczył mnie nieoczekiwany widok. Na ziemi leżała pantera,
tyle że bez przednich łap, a nad nią stała Anorii i Skayres.
- Myślisz, że
jest ich więcej? - zapytała ta pierwsza, kierując pytanie do Alfy.
- Tak
zdecydowanie - odparłam za nią
Wtedy obydwie dopiero mnie zauważyły.
-
Przed chwilą walczyłam - wskazałam na ciało - z taką samą - kontynuowałam - to
może być niebezpieczeństwo, myślę, że na dwóch się nie skończy.
<
Skayres lub Anorii, dokończcie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz