- Skończ się bawić. - powiedziała ledwo żyjąc Massacre.
- Tylko coś wypróbuje. - szepnąłem i poraziłem prądem kamień, który natychmiast rozbłysł jasnym światłem.
- Ty debilu! - warknęła Massacre.
Z medaliony wyjawiła się jakaś postać, był to smok!
- Kim jesteś! - zapytała donośnym tonem.
- Nazywam się James i jestem samcem alfa w Watasze Srebrnego Księżyca. To jest Massacre, samica gamma w watasze.
- Jak udało ci się mnie uwolnić? - znów spytała.
- Poraziłem prądem ten kamyczek i BUM! Wyskoczyłaś ty. - odparłem dziarskim tonem.
- A więc to ty jesteś moim wybawcą. Od dzisiaj będę twoją towarzyszką, dobrze?
- E... Na serio?
- Tak. Jestem twoją dłużniczką.
- No dobra, a jak masz na imię? - zapytałem patrząc na Massacre, jej mina O.O bezcenny widok.
- Moje imię brzmi, Isabella.
- Mogę mówić Bella?
- Jasne.
- James.... - szepnęła wadera. - Zapytaj czy może nam pomóc się stąd wydostać.
- Oki. - zwróciłem się do Belli. - Możesz nam pomóc?
- W jaki sposób?
- Wydostać się z tej pustyni. - powiedziała już normalnie Massacre.
- Oczywiście, wskakujcie na grzbiet. - dodała smoczyca i schyliła łeb. Wdrapaliśmy się na nią i usadowiliśmy na grzbiecie.
Po jakimś czasie usłyszałem znajomy głos Kiiyuko.
- ,, JAMEEEEEEEEEEEEEEES!MASSACRRRRRRRRRRRRRRRREEEEE!" - wołała.
- Isabello, leć do tamtej wadery, i mam prośbę wróć do talizmanu, by cię nie zauważyła.
- Dobrze.
Podlecieliśmy do Kiiyuko (nie widziała nas) i smoczyca weszła do medalionu.
- Kiiy? Co ty robisz? - zapytałem patrząc na nią. Trzymała w ręku czarny kamień i krzyczała do niego.
- James! Massacre! Co wy...? - zaczęła i spojrzała na kamień. Chyba zdała sobie sprawę, że to zwykły kamień, bo od razu się zarumieniła. - Nie ważne, chodźcie! - powiedziała przytulając nas.
- Jak się stąd wydostaniemy? - zapytała Massacre.
- Musimy zrobić portal z kuli-wodnej i elektrycznej. - odparła Kiiy.
- No tak, ale wy macie za mało mocy na otwarcie portalu. Z resztą, James jest wycieńczony... Nie da rady. - dodała Massacre.
- Może zapytamy Belli? - podsunąłem.
- Jakiej Belli? Zdradzasz Skay? - zapytała zezłoszczona Kiiyuko.
- Nie, to jest... Z resztą sama zobaczysz. - powiedziałem i wypuściłem Isabelle z medalionu.
Kiiy była zszokowana lecz, gdy smoczyca pomogła nam otworzyć portal jej oczy błyszczały z podniecenia.
~Ominę szczegóły szukania drogi do watahy~
Było już ciemno lecz w naszej watasze wszystko pięknie się świeciło. Drzewa były przystrojone kwiatami, a na środku łąki, były kamienne stoliki i parkiet. Właśnie teraz Islay śpiewała piosenkę o miłości. Rozglądałem się za Skay, lecz nigdzie jej nie było.
- Gdzie Skayres? - zapytałem przechodzącej obok Modzi.
- James! Już jesteś, gdzie był...
- Gdzie Skay? - zapytałem jeszcze raz przerywając jej. Wadera wskazała jeden kamienny stolik, był oddalony od reszty.
Po cichu podszedłem do Skay i zapytałem troskliwie.
- Co się stało?
- Dobrze wiesz, co się stało... - westchnęła chyba przez łzy. - Jamesa nie ma... A dziś sylwester.
- Ah tak... Proszę spójrz mi w oczy.
- Po co? - powiedziała odwracając się do mnie twarzą. Gdy otarła łzy na jej twarzy zagościł mój ulubiony uśmiech. Rzuciła mi się na szyję i pocałowała.
- Nie rób tego więcej. - szepnęła mi do ucha, a ja zacząłem głaskać ją po głowie i plecach.
- Nie mam zamiaru. - dodałem i zaczęliśmy się namiętnie całować. Nie wiem ile to trwało, ale jakiś czas na pewno, bo usłyszałem jak reszta watahy odlicza, czas do nowego roku. Byli już by 3.
- 2... - szepnęła Skay.
- 1... - odparłem.
- 0... - powiedzieliśmy razem i w górę wystrzeliliśmy wiązkę wody, która stworzyła serce. Wystrzeliłem jeszcze trochę prądu (o dziwo był różowy), a moja partnerka trochę światła. Wodne serce oświetliło się na różowo i biało. Chyba cała wataha teraz na nie patrzyła.
- Zatańczysz? - zapytałem łapiąc waderę za łapy.
<Skay kochanie, dokończ...<3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz