Dzisiaj wstałem chyba jako pierwszy z watahy (ok. 4 nad ranem). Nie potrafiłem spać, bo... Sam nie wiem czemu. Powędrowałem pod stary wielki dąb i tak oparty plecami o pień usnąłem na kilka godzin.
~kilka godzin later~
Obudziły mnie wesołe krzyki członków watahy. Co dziwne wprawiały mnie one w dobry nastrój. Wstałem rozciągnąłem się i nagle... BUM! Coś skoczyło na mnie i przytuliło się do mnie.
- WESOŁEGO DNIA PRZYTULANIA! - wrzasnęło to coś... Gdy się odwróciłem zobaczyłem, że to nie coś lecz ktoś, a dokładniej Modesta. Od razu się zarumieniła lecz nadal mnie nie puszczała. Odwzajemniłem uścisk i szepnąłem.
- Wesołego dnia przytulania! - potem Modesta mnie puściła i powoli odchodziła. Nie wiem, czy była zszokowana tym co zrobiła, czy czymś przybita. Podbiegłem teraz ja do niej. - Modesto ja... Chciałem Cię z całego serca przeprosić. - jej mina - O.O - na te słowa była bezcenna.
- A masz serce? - szepnęła idąc smętnie dalej.
- Weź przestań... Ja naprawdę... To znaczy... Tam nie było nikogo prócz mnie i Ciebie.
- Yhym... - powiedziała sarkastycznie.
- Naprawdę! Nie wiem jak Ci to udowodnić.
- To po co mnie niby zaprosiłeś? - zapytała podniosłym tonem jednocześnie stając. Ja niestety (CZEMU?!) walnąłem w drzewo.
- Cholera! - szepnąłem masując się po głowie. *Teraz na pewno uważa mnie za downa!* - pomyślałem, lecz ona się uśmiechnęła. - No ja... Zaprosiłem Cię... Bo ty i ja... Znaczy nie!... Em... Chciałem się Ciebie zapytać... Albo nie... Kurde...
- As? - szepnęła z jeszcze większym zacieszem. - Co ty chcesz mi powiedzieć?
- E... - *Nie mów jej prawdy łosiu!* ~ warknąłem na siebie w myślach. - [...] Bo chciałem, żebyś my się zaprzyjaźnili.
<Modesta, dasz mi szansę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz