Tego dnia leżałam przed jaskinią i przyglądałam się wilkom, które akurat tędy przechodziły. Szczególnie moją uwagę przykuł Diego, który sam zmierzał w kierunku wyspy Filamissy. Byłam zaciekawiona, czemu sam miałby iść na tą piękną wysepkę? Postanowiłam pójść za nim. Długo go śledziłam, starając się nie hałasować, bo pewnie gdyby dowiedział się że go szpieguję to nie byłby zbyt zadowolony... Cóż sądzę, że na obelgach by się nie skończyło. Kilka razy zwróciłam na siebie uwagę... Miałam szczęście, że mnie nie zauważył. Nie trwało ono jednak zbyt długo, bo w końcu wlazłam na małą gałązkę, która łamiąc się strasznie nahałasowała. Wilk odwrócił się i zaczął węszyć. Chciałam się cofnąć, ale krzaki, które zakrywały moje ciało postanowiły poruszyć się wraz ze mną. Umphm... Ile bym dała by móc stać się niewidzialnym... Po co ja w ogóle za nim lazłam? Diego zaczął iść w moją stronę. Szybko skoczyłam i niezauważona znalazłam się za innymi krzakami. Później już powoli okrążyłam basiora i stanęłam za nim. Nie ma co się dalej ukrywać. I tak pewnie poczuje mój zapach i będzie wiedział że za nim idę. Poszturchałam więc jego ramię. Ale jego mina, gdy mnie zobaczył wynagrodzi mi wszystko, co teraz będzie o mnie gadał. W najgorszym wypadku przyczyni się do tego, że zostanę wywalona z watahy... Ale nie sądzę, by Skay chciała mnie za coś takiego wyrzucić... Chwilę ciszy przerwał krzyk Diega.
- Co ty tu robisz?! - Wykrzyczał.
- No...ten...Widziałam, jak gdzieś idziesz i pomyślałam, że przyda Ci się towarzystwo. - Odpowiedziałam..
- Czemu dopiero teraz mi to mówisz?
- Bo nie chciałam, żebyś się cofnął. Noo...i mam wrażenie, że mnie nie lubisz... - Czemu zachowuje się tak spokojnie..? Dziwne...
- Ale to nie prawda! - Złapał mnie za łapę. - Bardzo Cię lubię.
- Serio? - Zdziwiłam się. Przecież... Nie spodziewałam się. Od razu poczułam się lepiej. - To mogę tu z tobą zostać?
- No, czemu nie?
- Aaaa...Po co tu przyszedłeś? - Spytałam a uśmiech nie schodził mi z pyska.
- Odpocząć, poznać kogoś nowego, przeżyć przygody, zmienić swoje życie. - Wymienił.
- Aha...
Ale po co syn alfy miałby zmieniać coś w swoim życiu? Ja, nawet jako zwykły medyk czuję się świetnie w tej watasze...
- To idziemy? - Zapytałam go.
Uśmiechnęłam się do niego i ruszyliśmy przed siebie. Opowiadałam mu trochę o tym jak dotarłam do watahy jego rodziców, on opowiadał o sobie. Przy nim czułam się lepiej. Choć z początku myślałam, że jest on osobą nietrwałą, która jednego dnia jest twoim przyjacielem a drugiego wyśmiewa Cię z kimś innym.. Ale nie jest taki. Wiedziałam, że jemu mogę się zwierzyć, choć nie znaliśmy się zbyt długo... Umiem rozpoznać wilki godne zaufania i te, z którymi lepiej się nie kumplować.
Rozmawialiśmy tak długo, że nawet nie zwróciliśmy uwagi, kiedy księżyc wspiął się na nieboskłon.
- Musimy poszukać miejsca do spania. - Powiedziałam do towarzysza tej "wędrówki".
- Może tamta jaskinia? - Wskazał na małą grotę, ułożoną w "mrocznym lesie". Busz był cały we mgle, drzewa miały tak dużo gałęzi, że światło księżycowe nie docierało do ziemi. Ale ponieważ było to jedyne schronienie znajdujące się w pobliżu uznaliśmy, że spędzimy tam noc a gdy słońce wzejdzie ruszymy dalej. Niepewnie weszliśmy do jaskini. Przed tym wzięłam z lasu kilka patyków, z których zrobiłam niewielkie ognisko w naszej noclegowni. Cały czas byłam czujna. Pierwszy raz byłam w tym miejscu i niezbyt podobało mi się to, że musimy się tu zatrzymywać.
Nawet nie miałam zamiaru wychodzić z tej jaskini po mech. Położyłam się na jaskiniowej półce skalnej, którą uprzednio podgrzałam, by było mi ciepło. Diego położył się na innej półce, na przeciwko mnie. Postarałam się o to, by nasze małe ognisko płonęło całą noc. Zamknęłam oczy. Cały czas nasłuchiwałam, a każdy hałas wyrywał mnie ze snu. Wiatr śpiewał delikatną kołysankę, ogień miło strzelał iskierkami, które radośnie tańczyły. Co jakiś czas, gdy się budziłam spoglądałam na Diega. Chciałabym umieć nie przejmować się niczym tak samo jak on. Miałam problemy z zaśnięciem, w przeciwieństwie do niego. Spał sobie tak słodko.. Ehh.. Położyłam głowę na swoich łapach i rozmyślałam. Chyba to był błąd, że wyruszyłam w podróż tak daleko od terenów watahy... Moja pierwsza i jedyna podróż też nie była zbyt wspaniała...
Mój monolog, prowadzony w myślach przerwał hałas dobiegający z dworu. Nie był to krzyk wiatru... Ani śpiew sów.. To... W lesie coś jest. Coś większego od wiewiórki, borsuka czy liska...
Zeskoczyłam z mojego legowiska i podeszłam do basiora śpiącego obok. Zaczęłam go wybudzać.
- Diego, Diego, obudź się...
- Hmm..? - Nieprzytomny wilk spojrzał na mnie pytająco.
- Coś łazi przed naszą jaskinią... I mam wrażenie, że nie jest raczej przyjaźnie nastawione... - Spojrzałam w kierunku wyjścia. - I co teraz..? - Znów spojrzałam się na przyjaciela.
< Diego? Co to może być? D:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz