- Robi się już ciemno... - powiedziała spoglądając na zachodzące słońce. Jego promienie pięknie prezentowały lewy profil Modesty.
- Tak... Odprowadzić Cię do jaskini?
- Yhym...
Delikatnie ściągnąłem Kyalię i podałem ją Modeście. Ona sprawiła, że kotka zniknęła. Zaraz potem ja sprawiłem, że Nicholas wrócił do świata gryfów. Odprowadziłem waderę pod samą jaskinie. Szczerze nie chciałem jej opuszczać.
- To papa. - powiedziała i weszła.
- Modzia zaczekaj! - krzyknąłem stając w progu.
- Wow! Pierwszy raz nazwałeś mnie Modzią.
- Heh... Jakoś tak wyszło. Czy moglibyśmy się jutro koło 21:00 spotkać na górze wodospadu?
- Em... Jasne. - powiedziała i wbiegła do siebie. Postanowiłem jutro wyznać jej co do niej czuję.
Wróciłem do siebie i pełny radości poszedłem spać.
~tak jakoś do wieczoru~
Już wieczór... Wszystko przygotowane. Mam nadzieję, że ta randka z Modzią będzie udana. Na górze wodospadu dzięki Diegowi miałem kamienny stół, dwa krzesła i nakrycie (miseczki, kubki). Potem z osady ludzi pożyczyłem obrus i nim przykryłem stół. Kubki napełniłem winem (sokiem z winogron), a na środku stołu był świeżo upieczony homar w żurawinie i mięcie. Nadeszła godzina 21:00 więc przygotowany (umyty, odświeżony) poszedłem po waderę. Gdy zapukałem do wejścia jej jaskini byłem nieco zestresowany.
- Cześć. - powiedziała nieśmiało, zakładając włosy za ucho. Wyglądała jak młoda bogini.
- Cześć. Wyglądasz pięknie. - odparłem i poszliśmy nad wodospad.
Tam odsunąłem jej krzesło, po czym je dosunąłem.
- To wszystko jest takie piękne. - szepnęła. Właśnie teraz (moc natury się przydaje) wezwałem świetliki by latały wokół nas. Modesta była nimi zauroczona. Zaczęliśmy jeść, pić rozmawiać itp., aż w końcu nadeszła ta chwila.
- Słuchaj... Muszę Ci coś powiedzieć. - zacząłem.
- Hy...? - zapytała łapiąc wdech. Wcześniej opowiadałem jej kawały.
- Bo widzisz... - postanowiłem powiedzieć to prosto z mostu. - Ja Cię kocham.
- ... - początkowo była cicho lecz nagle wybuchnęła głośnym śmiechem. - HAHAHAHA [...]!!!
- Co Cię tak śmieszy? - zapytałem zdezorientowany.
- Ty ciągle wymyślasz jakieś kawały! Haha...! - śmiała się dalej. Strasznie mnie zabolało, że myślała, że żartuję.
- Ale... Ja nie żartuję. Naprawdę Cię kocham.
- Hehe... Przestań, bo nie wytrzymie... Hehe... - śmiałą się dalej, a ja odszedłem od stolika. - Ej! Gdzie idziesz?!
- A co Cię to obchodzi?! - powiedziałem już trochę bardziej oschle.
- Co jest? Przed chwilą dobrze się bawiliśmy, a teraz znowu strzelasz focha.
- Co mi jest?! Co mi jest?!
- Yhym...
- Jest mi to, że właśnie przed chwilą wyznałem Ci uczucia, a ty wzięłaś to za żart! Właśnie widać ile się dla ciebie liczę! - krzyknąłem. Zauważyłem, że po jej policzku spłynęła łza.
- Ale... Ty nie mogłeś... Nie możesz mnie kochać. - wyjąkała.
- Jakoś mogę. - szepnąłem oschle.
- Masz jakiś problem?! - warknęła nagle.
- Już Ci mówiłem, że mam! Czemu ty uważasz, że żartuję?!
- Bo nie powinieneś wyznawać mi uczuć w ten sposób! - krzyknęła teraz już naprawdę była zapłakana. Ja też uroniłem łzę.
- To w jaki? Zrobiłem romantyczną kolacje, zadbałem o atmosferę, wyznałem Ci uczucia, a ty nic!
- Powinieneś... powinieneś... nic nie powinieneś debilu!
- Ja debil?
- A kto!
- Ty wariatko!
- Down!
- Kretynka!
- Spierd*laj! - warknęła.
- Mam taki zamiar. - już odchodziłem, gdy jej głos mnie zatrzymał.
- Czekaj. - powiedziała i do mnie podeszła.
- Na co?
- Na to! - warknęła i z całej "pety" dała mi z liścia.
- Teraz moja kolej! - odparłem. Chwyciłem ją w talii przyciągnąłem do siebie i namiętnie pocałowałem. Ku mojemu zdziwieniu Modesta nie miała nic przeciwko.
<Modziu^^?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz