Ten sylwester był magiczny... Nie tylko dlatego, że nasze smoki latały po niebie i ział ogniem dla nastroju, a wataha robiła "fajerwerki", ale dlatego, że tą noc spędziłem razem ze Skay... Sam na sam... Tylko my dwoje... Było cudownie...(♥.♥)
Rano ja i moja Skay obudziliśmy się jednocześnie:
- Dzień dobry, skarbie. - szepnąłem patrząc na jej rozczochrane włoski.
- Dzień dobry. - powtórzyła i pocałowała mnie.
- Masz jakieś specjalne, życzenie na śniadanie?
- Tak, jedno. - powiedziała rozciągając się.
- A więc słucham, księżniczko.
- Chce pójść z tobą i upolować, karibu. - trochę mnie zamurowało, gdy powiedziała karibu. Jestem w tej watasze prawie tak długo jak ona i jeszcze, ani razu nie natknąłem się na karibu.
- Kotku... A są tu w ogóle karibu? - zapytałem, by nie sprawić jej przykrości.
- Oczywiście, że są. - dodała z oburzeniem wstając.
- Przepraszam, ja nie chciałem Cię urazić... - <rozciągam się> - Chodźmy.
Poszliśmy do lasu po te jej karibu... Chyba z 4 godziny chodziliśmy po lesie i siedzieliśmy w krzakach, czekając na jakieś zwierze (czyt. karibu).
- Skay to nie wypali... Tu nie ma karibu. - powiedziałem wstając zza krzaków.
- To przez ten twój upór. Gdybyś od początku wierzył, że one tu są to by przyszły. - zdziwił mnie ton Skay, ale może miała rację.
- Przepraszam... Masz może ochotę na coś innego?
<Skayres, dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz