Dziś naszła mnie ochota na coś odmiennego...Na karibu. Pamiętam, że w poprzedniej watasze, w której byłam, wprost roiło się od karibu. Jednak nigdzie nie mogliśmy znaleźć stada tych zwierząt.
- Przepraszam. - powiedział James. - Masz może ochotę na coś innego?
- Ta...- odparłam, po czym ściszyłam głos. - Teraz trudno o dobrego faceta.
- Co?
- Nie, nic. Tak więc chciałabym...Niedźwiedzia! - krzyknęłam z entuzjazmem.
- Miśka będziesz żarła? - zaśmiał się. - Okay, niech Ci będzie, ale pamiętaj, że...
- Jak ty się do mnie odzywasz?! - przerwałam mu. - ''Żarła''? Co to w ogóle za słownictwo?!
- Skay, zawsze się tak do Ciebie odzywam.
- To masz przestać! Ja chcę niedźwiedzia!
- Wszystko z Tobą dobrze? Chodź, może zaprowadzę Cię do Ignis. - złapał mnie za przednią łapę, ale ja go odepchnęłam.
- Czyli teraz znów uważasz, że jestem chora? - tutaj zaczęłam histerycznie płakać. - Pewnie chora na głowę, co?! Wiedziałam, że mnie nie kochasz! Zależy Ci tylko na stanowisku!
- Kochanie, uspokój się. - troskliwie objął mnie i pocałował. - Wiesz, że kocham Cię najmocniej na świecie. Chodź, upolujemy niedźwiedzia. - uśmiechnął się.
- Już dobrze. - odparłam.
Poszliśmy nieco dalej. Dobrze wiem, że niedźwiadki wychodzą raczej w nocy. Szukaliśmy terenu, gdzie były jakieś jaskinie, nory itp. Nie wiem, czemu, ale byłam strasznie nerwowa, dużo rzeczy mnie dziś wkurzało no i...byłam głodna. Bardzo głodna. Na początku zaczęłam podejrzewać ciążę, ale nie...To za wcześnie. Poza tym nie czuję żadnego kopania. No i przecież uważaliśmy. Nie mogło dojść do zapłodnienia, na pewno nie mogło.
~kilka godzin później, w południe~
Usłyszałam ryk. Pobiegłam trochę dalej i wreszcie! To brązowe futerko, krótki ogonek i potężne łapy - niedźwiedź!
- James, chodź tutaj! - szepnęłam.
Po chwili basior do mnie podbiegł. Uśmiechnął się i jakby odetchnął z ulgą.
- No i jest nasze śniadanko.
~po upolowaniu miśka~~
Po zaciętej walce nasz niedźwiadek leżał martwy. James już zaczął rozkoszować się jego mięsem, ale ja...Oderwałam jeden kawałek i dość długo go przeżuwałam. Nie to, że mi nie smakował, tylko tak jakby straciłam ochotę. Nie chciałam jednak znów wnerwiać mojego partnera.
- Czemu nie jesz? - spytał.
- No bo...Ja ten, no...Straciłam na niego ochotę.
Wtedy zauważyłam, jak James zaczął wbijać pazury w zwierzynę. Zdaje mi się, że po to, by wyładować złość.
- Gniewasz się na mnie?
- Skąd! - krzyknął. - Więc co chcesz jeść?
- Wolałabym zwykłego jelenia w żurawinie. - uśmiechnęłam się.
- Taaa, extra! - basior udawał zadowolonego. - Chodźmy do spiżarni.
- Ale ja nie chcę ze spiżarni! Ja chcę świeżego!
- Dobrze, to chociaż odnieśmy misia do spiżarni...
<James, bardzo zły jesteś? xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz