niedziela, 31 marca 2013

Od Saphiry - Szczęście w nieszczęściu

Od kilku miesięcy jestem niedoszłą, szczęśliwą mamusią. Mam w brzuchu szczeniaki i wszystko jest okey. Z Loganem układa mi się świetnie. Ona kocha mnie, ja jego. Nie potrafię doczekać się porodu chce, aby nastąpił jak najszybciej. Codziennie jem tylko to co zdrowe. Zdarzają mi się huśtawki nastrojów, ale czemu akurat teraz... Czemu wojna?! Nie mogli poczekać, aż nw... Ktoś inny zajdzie w ciąże? Teraz siedzę w jaskini z Emi i Devil. Tą drugą niezbyt znam, ale wydaje się sympatyczna. Z Emi się przyjaźnie i w sumie jest okey.
- To... W którym tygodniu jesteś? - zapytała mnie Emi.
- Hm... 50 dzień. Za jakieś 2 tygodnie rodzę. - uśmiechnęłam się głaszcząc brzuch. Zaczęłyśmy rozmawiać, aż do jaskini wdarł się jakiś basior.
- No miłe panie... Czas pożegnać się z tym światem. - za chichotał.
- Co robimy? - krzyknęła Devil.
- Nie wiem! - odparła Emi.
- Mam pomysł, ale odsuńcie się. - powiedziałam przykładając od ust naszyjnik (nie wspominałam wcześniej, ale Calipso przeniosła się do talizmanu podarowanego mi przez Logana) i szepcząc. - Calipso jesteś mi potrzebna. Chodź.
Z medalionu zaczęło bić lekkie pomarańczowe światło, później zaczęło się dymić, aż w końcu wyłoniła się Calipso - mój feniks.
- Saphi co jest? - zapytała.
- Calipso zrób coś! - wrzasnęłam. Ona się odwróciła do wroga, a ja podbiegłam do dziewczyn. - Skryjcie się za mną. - nie trzeba było mówić im 2 razy.
Emi i Devil schowały się, a Calipso podpaliła całą jaskinię. Ogień "wylewał" się z każdej szczeliny. Na mnie nie działał, bo po:
1. To moja towarzyszka.
2. Mam moc ognia i sama mogę stać w płomieniach.
- Już po wszystkim. - powiedziałam do Devil i Emi. - Calipso dziękuję.
- Nie ma za co... - szepnęła. Wyglądała okropnie. Jej elegancji wygląd zmienił się nie do poznania.
- Calipso wyglądasz strasznie... Wracaj do medalionu.
- Saphi... Jestem zbyt... Słaba. Zobaczymy się... Za kilka dni... - powiedziała i zmieniła się w proch. Pierwszy raz byłam przy jej spopieleniu.
- I co teraz? - szepnęłam do siebie pod nosem. - Emi podaj proszę mi ten kamień. Leży obok Ciebie. - szepnęłam i odbierając kamień zerwałam naszyjnik z szyi.
- Co robisz? - spytała Devil.
- Szczerze? Nie wiem. - wypalając kamień na kształt miski. Potem wsypałam do niej prochy mojej towarzyszki. W tej chwili do jaskini wbiegł Logan.
- Widziałem ognień! Jak najszybciej tutaj dotarłem! Co się stało? - wyjaśnienie wszystkiego Loganowi było dość krótkie.
- Kochanie musisz pomóc mi dostać się do świątyni ognia. - powiedziałam całując go. - Wiem, gdzie to jest... Potrzebuję ochroniarza.

< Logan, pomożesz?>

Od Jamesa - CD historii Grami

Trochę zdziwiło mnie, że Grami podobno ktoś kontrolował. Po o miałby to robić? Ale z czasem coś głupiego zaczęło mi świtać. Kontrolował ją jakiś duch. A jakiemu duchowi zależy by zrujnować tą watahę? Temu samemu, któremu nawet po śmierci zależy na względach Skayres - Starkowi. Może i głupie, ale logiczne.
- Co się stało? - spytała.
- Nic... Nie ważne. - powiedziałem i odleciałem nie zważając na samicę. Musiałem jak najszybciej dotrzeć do piekła jednak wpierw musiałem otrzymać zgodę Najwyższego.

~w drodze do raju~

Gdy trójgłowy pies wpuścił mnie przed oblicze Wilczego Króla padłem na kolana i zacząłem modlitwę. Po jej skończeniu:
- Wilczy Królu... Proszę Cię o zgodę na wejście do piekła.
- Po co? Czy, źle żyje Ci się tutaj James?
- Nie. Chodzi o to, że w watasze w której byłem za życia wybuchła wojna. Jedna z wader twierdzi, że jakiś duch nią kontrolował i kazał zaatakować samca alfę wrogów. Chcę iść do Blood'a i dowiedzieć się kto opętał moją koleżankę.
- James... Zawsze miałeś czyste i pełne honoru serce. Pozwalam Ci zejść do piekła i wiedz, że będę Cię pilnował. - w tej chwili podziękowałem, złożyłem jeszcze jedną modlitwę i zszedłem do ciemnego królestwa.

~po piekle~

W piekle nie dowiedziałem się nic ważnego. Blood kazał mi się wpierw wychwalać, a później rzekł, że zesłał w ostatnim czasie wiele demonów na ziemię i nie wie (jasne... -.-), który opętał Grami. Później z szyderczym uśmiechem odesłał mnie na ziemie.

Zacząłem szukać Grami, aż w końcu ona mnie znalazła i powiedziała...

< Grami?>

Nieobecni!

Fred, Kevin, Amber, Richard, Scourge, Tricha, Narcyza, Teddy, Carly, Tamara, Hannie, Cole, George, Nicolette (HorseGirl133) są nieobecni, proszę nie pisać opowiadań z nimi w udziale.
 
Wasza samica alfa,
Nirvana.

Od Colette - Wojna? Chyba nie dla mnie...

Podobno wybuchła wojna. W całej watasze panowało zamieszanie. Wolałabym trzymać się dość z dala od walczących, w końcu mdleję na widok krwi więc tylko przysporzę WSK kłopotów. Pomyślałam, że może pomogę przy szczeniakach, w końcu jestem pomocniczką. Jak na złość, wpadłam w tłum wojowników idących na pole bitwy. Zachowywali się, jakby mnie w ogóle nie zauważyli, po prostu szli dalej. Nie mogłam się wydostać z zwartego tłumu i ku mojemu przerażeniu odkryłam, że jestem w pierwszej linii wojowników. Teraz nie mogłam już zawrócić. Zamknęłam oczy i mocno zacisnęłam powieki kiedy usłyszałam odgłosy zderzenia dwóch armii...

~~Kilka godzin później~~

Jakimś cudem ciągle udawało mi się uniknąć walki. Było mi niedobrze i ledwo trzymałam się na nogach. Kiedy tuż przed moim nosem wykrwawił się na śmierć jakiś basior z WKP czułam jak zbiera mi się na mdłości. Po chwili gwałtownie zwymiotowałam.
Wtedy zauważam, że zbliża się do mnie jakaś wadera z przy głupawym uśmieszkiem. Zaczęłam się cofać, ale wszędzie było tyle krwi, że czułam, że zaraz zemdleję. Wadera wystawiła pazury i chciała zadać ostateczny cios. Po prostu się z tym pogodziłam. Skuliłam się i zacisnęłam jak najmocniej powieki by już nie widzieć tych zdruzgotanych zwłok i krwi lejącej się strumieniami...
Usłyszałam wściekłe warczenie i dźwięk ciała rozrywanego na kawałki. Zakryłam głowę rękami żeby nie słyszeć pisków wadery nie błagającej o darowanie życia, tylko o szybszą śmierć. To było odrażające. W końcu makabryczne odgłosy ustały. "Zdechła" - pomyślałam i uchyliłam jedną powiekę. Nade mną pochylał się jakiś basior, Nirvana tłumaczyła mi, że to jakaś jej rodzina ale nie pamiętałam jego imienia.
- Nic ci nie jest? - rzucił od niechcenia. Chyba nawet nie spodziewał się odpowiedzi. Zerknęła ukradkiem na to, co pozostało z wadery z WKP. Zebrało mi się na mdłości gdy zobaczyłam jej pogruchotane ciało całe we krwi. I jej oczy... a w nich przerażająca pustka. Zachwiałam się na nogach jakbym miała zaraz paść bez zmysłów.
Basior przewrócił oczami.
- Mdlejesz na widok krwi, tak? - pokiwałam tylko lekko głową, bo czułam że zaraz po prostu się zrzygam. - To po jaką *holerę szłaś na wojnę?!
Nie dałam rady odpowiedzieć. Po prostu gwałtownie zwymiotowałam T.T

< Axl, dokończ>

Devil urodziła!


Lux



szczeniak.jpg
Lix




Dark Light

Od Alkiva

Nienawidziłem mojej starej watahy... To było jak - kolejny dzień jak przeżyje obelgi w watasze. Postanowiłem, że kolejna obelga, którą usłyszę spowoduje moją natychmiastową wyprowadzkę. Oczywiście żaden wilk nie słuchał tego co mówię (z resztą nie mam im tego za złe, ponieważ te wilki były samotnikami i walczyły o wszystko. A wy się dziwicie, że ja tak wyglądam...  )
Oczywiście... Wstałem dość wcześnie, jednak za późno na polowanie. Od razu poszedłem nad jezioro się napić. Oczywiście był tam ON... (Ten ON się zaraz wyjaśni kto to) Ten ON to był mój brat bliźniak... Oczywiście niestety, bo w odróżnieniu ode mnie, on nie miał za grosz szacunku do innych. Był arogancki, bezczelny i wredny, ale rodzice i tak go bardziej kochali ode mnie... Zapomniałem dodać, że w watasze byłem jednym z dwóch synów Alfa. Pomimo to, jak już wiecie wszyscy traktowali mnie bezczelnie. Wracając do tematu: Ja piłem z jednego końca małego źródełka, on z drugiego. Piliśmy w milczeniu, do czasu. W końcu ani ja, ani on nie wytrzymaliśmy. On zaczął mnie obrażać na wszystkie możliwe sposoby, a ja mu się tym samym odgrażałem. Przypomniała mi się moja obietnica wobec mojej duszy więc odpowiedziałem mu ostatnie słowo i pobiegłem. Po drodze upolowałem jelenia. Był średniej wielkości, ale za to był bardzo tłusty. Myślałem, że dotarcie do nowej watahy zajmie mi może 1 czy 2 dni, ale nie 2 miesiące! Byłem brudny, mokry i głodny. Straciłem resztki moich nadziei. Nagle stał się cud. Spałem sobie niesmacznie, aż usłyszałem czyjeś głosy. Jak się potem okazało były to głosy Nirvany i Arsusa. Zerwałem się na równe łapy, aż ta dwójka podskoczyła z przerażenia. Rozmawialiśmy dłuższą chwilkę. Wadera zauważyła, że jestem głodny i brudny. Chyba się mną przejęła, bo zaczęła rozmawiać ze swoim partnerem na mój temat. W końcu się mnie zapytali:
- Czy chcesz dołączyć do naszej watahy?
- Z chęcią??? Yyy to znaczy z chęcią!
Zaprowadzili mnie do mojej nowej jaskini i spytali:
- Chcesz żeby cię oprowadzić?
Podziękowałem, bo teraz najważniejsze było łóżko i jedzenie.
Nirvana ostrzegła mnie, że teraz jest wojna, więc nie mogę długo spać. Troszkę mnie to zasmuciło, bo w mojej starej watasze też była wojna i mi się ona przypomniała. Nie dałem tego po sobie poznać i powiedziałem:
- Jak trzeba będzie walczyć, to będę walczył!
- To dobrze... - odpowiedziała i sobie poszła.
Przyszedłem akurat na porę obiadową. Najadłem i napiłem się. Poszedłem spać. Mój sen przerwała mi pewna wadera. Zaskoczyła mnie pytaniem, które brzmiało....

< Dokończy któraś wadera? >

Nowy członek - Alkivo!


Alkivo, trener

Od Tęczy - CD historii Nirvany

Obudziłam się w jaskini.. chociaż o dziwo jeszcze się obudziłam.Moje rany były zabandażowane.Zaczęłam się rozglądać po jaskini.Wyglądała tak samo jak wtedy kiedy przez nieuwagę zostałam zaatakowana przez ludzi.
-Wreszcie się obudziłaś.-usłyszałam znajomy głos
-Jak tam Tęczo?
-Youka!-wykrzyknęłam patrząc na dawną znajomą
-Uzyskałaś poważne rany ale na szczęście Nirvana cię znalazła.-uśmiechnęła się.-Gdyby nie ona dawno byłaś by martwa
-Muszę jej podziękować.
-Ale.... tak na serio.. to..
-Hm?-zapytałam
-Nie jest z tobą dobrze..
-Dlaczego?
-Masz dużo obrażeń wewnętrznych jak i zewnętrznych,złamania są również poważne no i kręgosłup,możesz mieć problemy z chodzeniem.-zesmutniała
-Czyli takie są objawy kuli śmierci..-westchnęłam
-Oberwałaś kulą śmierci?!-Youka wyglądała na przerażoną
-Tak..
-To cud że w ogóle żyjesz.. zawsze od kuli śmierci się ginie.. chyba że moc śmierci tamtego wilka który zadał ci cios nie jest jeszcze do końca opracowana, ale nie martw się ja i Ignis postaramy się ciebie uleczyć.-uśmiechnęła się.-Może nawet Wendy pomoże,nie jest medykiem ale chyba jako jedyna w watasze ma moc uzdrowienia.
-Znam ją z widzenia.
-Tak czy siak musisz odpoczywać.-znowu się uśmiechnęła
Położyłam swoją głowę na mech i westchnęłam.
-Jak myślisz kiedy wyzdrowieje?
-Nie wiem...ale postaramy się uleczyć cię jak najszybciej!
-Dziękuje.-szepnęłam i się uśmiechnęłam po czym znowu zasnęłam.

Od Samanthy - CD historii Anutriego

- Jak nie, jak tak . - zachichotałam.
- No właśnie widziałem jak umiesz . - powiedział już bardziej weselszym, nie ponurym tonem.
- To było specjalnie . - zaśmiałam się ponownie.
- Taa , jasne . - zaśmiał się basior .
I oto mi chodziło. Chciałam jego uśmiechu .
- Ładnie się śmiejesz . - powiedziałam do basiora.
- A ty ładnie nie umiesz walczyć . - zaśmiał się ponownie.
- Czyli co , będziemy tak sobie słodzić ? - zapytałam basiora.
- No nie wiem, nie za bardzo mi to pasuje , ale było zabawne . - odparł basior.
- Heh . To co teraz porobimy ? - zapytał.
- Może , kto więcej zabije ? - zapytałam, w końcu mamy wojnę, o to chodzi . w tle słszałam powarkiwania basiorów.
- Ty i walka , jasne . - zaśmiał się basior, widocznie rozbawiłam go do łez.
- To zobaczymy . - powiedział i skoczyłam na basiora , który pędził w naszą stronę. Chciał odgryźć mi łapę, ale byłam szybsza . Przewróciłam go na plecy, wykręciłam kark i oderwałam od reszty tułowia . Chciałam się popisać przed Anutrii'm, ale nie chciałam też , aby wilk cierpiał.
- I co ? Dalej uważasz , że nie potrafię się bronić i walczyć ? - zaśmiałam się .

< Anutrii ? , sorry , brak weny >

Od Anutriego - CD historii Samanthy

-Zostaw ją! - krzyknąłem
-Bo co? - zapytał kpiąco, nie czekałem długo
-Bo jak nie chcesz po dobroci to będzie siłą! -powiedziałem po czym naskoczyłem na niego i tak to on teraz leżał, a łopatki wbijały my się w ziemię
-I co?... Nie ładnie tak męczyć słabszych....- powiedziałem
-Ale ty nic nie... - nie zdążył dokończyć kiedy pazurem przejechałem po jego krtani
-No i co? Ucichłeś jakoś... - wadera zaczęła się cichutko śmiać a ja nie czekałem aż basior się wykrwawi wgryzłem się mu w szyję, a kiedy nie żył to podbiegłem do Sam
-Nic Ci nie jest? -zapytałem
-Nie....
-Na pewno?
-Na pewno... a co ty się tak o mnie martwisz?
-Bo chyba walczyć to ty nie za bardzo umiesz....

< Samantha? ;3>

Od Grami - CD historii Jamesa

Ktoś postrzelił Ofhę. Upadł. Nagle pojawił się James.
-Uciekaj! - krzyknął
Tak też zrobiłam. Uciekłam. Słyszałam jeszcze, jak James i Ofha się kłócą. Nie chciałam marnować czasu, więc wzięłam się za jakąś waderę. Gdy ją zabiłam, nade mną pojawił się James.
-Co jest?! Czemu sama zaatakowałaś Ofhę? - zapytał
-To nie byłam ja! - próbowałam się tłumaczyć, ale on tylko skrzywił pysk i powiedział:
-Tak? Naprawdę?
-Tak!
-Nie wierzę.
-To uwierz! Ktoś mną kierował. To chyba jakiś duch.
-Serrio?
-Tak!
James wtedy zrobił minę zająca wrzuconego do wody.
-Co się stało? - zapytałam
On jeszcze bardziej się zasmucił i powiedział:

< James? Co powiedziałeś?>

Nieobecni!

Ply, Chris, Veile i Bluels (kocham+) są nieobecni, proszę nie pisać opowiadań z nimi w udziale.
 
Wasza samica alfa,
Nirvana.

sobota, 30 marca 2013

Od Nirvany - CD historii Vanimute'a

Razem z Kasandrą ukryłyśmy się w grocie poza terenami Watahy Srebrnego Księżyca, by szybko opatrzeć rany. Przy okazji rozmawiałyśmy o mojej wizji i tym dziwnym śnie. Później wadera na chwilę wyszła i po jakiś dziesięciu minutach wróciła i powiadomiła mnie, że jakiś wilk chce dołączyć. Basior wszedł do środka.
- Cześć. - przywitałam się. - Tak więc chcesz dołączyć do WSK?
- Tak, jestem Vanimute. - odparł.
- A ja Nirvana, to jest Kasandra. - powiedziałam. - Słuchaj, teraz mamy wojnę z wrogą watahą. Twoja pomoc na pewno się przyda.
- Serio? - uśmiechnął się. - Oczywiście, że pomogę!
- To świetnie. - Kas wyjęła mi te słowa z ust.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, po czym wróciliśmy na pole walki. Vanimute radził sobie dość dobrze, tylko czasem atakował członków naszej watahy...

<Vanimute?>

Od Vanimute'a

Byłem znów samotny... Błąkałem się po wielkim lesie. Miałem złamaną łapę więc nie mogłem zabardzo polować. Czasami tam złapałem jakiegoś zająca, ale zając to nie jest dużo. Zacząłem głodować. Wędrowałem dalej.Jednak z wyczerpania padłem na wielką skałę. Sapałem. Byłem wyczerpany. Na niebie ujrzałem wilka ze skrzydłami. Przede mną wylądowała piękna, biała wilczyca.
-Kim jesteś - zapytała z niepokojem.
-A co?! Wyglądam na Czarnego - krzyknąłem.
-Kim jesteś - ponowiła pytanie.
-Vanimute.
-Z jakiej watahy?
-Z nijakiej. Szukam.
Wilczyca pomogła mi wstać. Widać było że mi za bardzo nie ufa. Zaprowadziła mnie przed jakąś grotę. Weszła do środka, a mnie kazała zostać. Rozglądałem się. Obok mnie przeszedł jakiś wilk dziwnie na mnie patrząc. Wilczyca wyszła.
-Nirvana chce z tobą pomówić.
Wszedłem do środka.
<Nirvana dokończ>

Nowy członek - Vanimute!


Vanimute, alchemik

Od Jamesa - CD historii Grami ''Dlaczego? Dlaczego właśnie MY?''

Przyzwyczaiłem się do życia jako duch. Było miło zwłaszcza, że miałem przy sobie Skayres. Mimo tego, że nasze serca już nie biją nadal się kochamy. Może nawet mocniej niż za życia? Jednak brakowało mi dzieci... Codzienne schodzenie na ziemię było męczące więc to ograniczaliśmy. Dzisiaj właśnie przypadł dzień odwiedzin.
Powiedziałem Skay, że schodzę (dziwnie brzmi) i poszedłem do dzieci. To co tam zastałem...! Wojna! Na dodatek z WKP! Gdy ja i Skay rządziliśmy było ciężko, a teraz? Cała wataha narażona na niebezpieczeństwo! Jak najszybciej pobiegłem szukać Saphiry, Asesina, Diega, Nirvany kogokolwiek! Moje poszukiwania przerwało jednak pewne wydarzenie. Zauważyłem jak jakiś lawendowy wilk wgryza się w szyję Grami. Natychmiast do nich podleciałem przy okazji się materializując. Odciągnąłem wilka i zabrałem Grami do mojej starej jaskini. Tam zacząłem ją leczyć i wróciłem szybko do raju.

~w raju~

U góry szybko poleciałem do Skayres.
- Skay! Wojna! - wrzasnąłem i po krótkiej konwersacji wróciliśmy na ziemię. Moja partnerka miała poszukać pary alfa, a ja wróciłem do Grami
Dziwne, bo nie było jej w jaskini. Natychmiast wybiegłem na zewnątrz, gdzie wojna nadal trwała. Kątek oka ujrzałem waderę i ruszyłem za nią. Kierowała się centralnie na Ofhę. Po chwili zaczęli się bić. Grami odrzuciło do tyłu, a samiec alfa przygotował się do ataku. Gdy skoczył (jej jestem niewidzialny :3) ja również skoczyłem rażąc go przy okazji prądem. Wadera była wystraszona, a Ofha już po chwili się podniósł.
- Uciekaj! - krzyknąłem do niej stając się widzialny. Wilczyca jak powiedziałem tak robiła.
- Ty!? - warknął rozwścieczony samiec.
- Ja. - uśmiechnąłem się, bo on nie mógł mi nic zrobić za to ja mu tak. Jednak postanowiłem, by to Arsus lub Nirvana zamordował to bydle.
- Przecież Cię zabiłem! - wrzasnął.
- Hm... Magia. - szepnąłem śmiejąc się i ruszyłem tropem Grami. Znalazłem ją, gdy walczyła z jakąś waderą. Wyłożyła ją na łopatki. Wtedy podleciałem.
- Co jest?! Czemu sama zaatakowałaś Ofhe? - zapytałem.

< Grami, sorry za nudność :/>

Od Alyssy - CD historii Dereka (-.-)

Derek pozwolił mi pójść z nim, na szczęście! Nie będę przecież siedziała z opiekunkami i słuchała banalnych piosenek i głupich bajeczek. Ja chcę przygód! Ale oczywiście okazało się, że moja siostrzyczka również zapragnęła sobie wyruszyć w świat i musimy ją znaleźć.
-Wiesz, gdzie ona może być?
-Sprawdźmy ten stary dąb na granicy z wrogą watahą.
-CO?! Wy tam chodzicie?!-krzyknął.
-Tak, jest tam dość sympatycznie.
-Sympatycznie...-mruknął do siebie zły-Świat oszalał!
Wskoczyłam na jego grzbiet i ruszyliśmy w stronę tego drzewa. Nikogo tam nie było, a po drodze nie spotkaliśmy nikogo.
-Inny pomysł?-spytał basior.
-Mhmm... Może opuszczona jaskinia przy wodospadzie?
-Tam jest jaskinia?-zdziwił się.
-Pewnie! Idealne miejsce do zabawy!
-A jak będą tam niedźwiedzie to najwyżej waz zjedzą!
Znów pobiegł w tamto miejsce ale nikogo tam nie było. Po drodze zauważyliśmy waderę z WKP więc Derek szybko się z nią rozprawił i ruszyliśmy dalej. Poszukiwania trwały 2 godziny a nie natrafiliśmy na żaden trop Fressi. Nie bałam się o nią jednak - wiem że jest dzielna i sobie poradzi. Za to wszyscy dorośli spanikowaliby to słysząc, tak jak Derek. Nagle w krzakach ujrzałam małą,kolorową główkę.
-Stój-powiedziałam do Dereka. Zeskoczyłam z jego grzbietu i pobiegłam tam. Rzeczywiście, jak myślałam siedziała tam Fressia. Przytuliłyśmy się, a ona pokazała mi jakąś zabawkę.
-Znalazłam-uśmiechnęła się dumna. Za to Derek...

< Derek?>

Od Omegi - CD historii Trevlight'a

Razem z Trevlight'em poszłam na pole bitwy. Zauważyłam jedną z młodych wader, która ledwo stała na nogach. Przed chwilą powaliła jednego basiora z WKP. Podbiegłam do niej i od razu odgoniłam kolejnych napastników. Pomogłam jej schować się w krzakach, a innemu wilkowi kazałam pomóc jej dotrzeć do WSK. Trev w tym czasie zdążył znaleźć już sobie przeciwnika, czarno-zielonego basiora. Gdy przyglądałam się tej walce, skoczyła na mnie silna wadera. Była chyba 2 razy większa ode mnie xP Po długim czasie zmagań z nią, gdy obie byłyśmy już zmęczone, jej z pomocą nadeszły dwie wadery. Jedna purpurowa z dużą i świeżą blizną pod okiem, a druga granatowa z szarymi kropkami na ciele. Uśmiechając się złośliwie otoczyły mnie i powiedziały:
-Moja droga, z nami nie wygrasz. Ostatnie słowo?
Patrzyłam na nie z nienawiścią. Nie mogę osierocić Fressi i Alyssy! Nagle dwie z nich powalił znany mi basior. To był Trev!
-Dzięki - wyszeptałam i zajęłam się ostatnią. Pokonaliśmy je po paru minutach. Zadowoleny basior podszedł do mnie a ja go uściskałam.
-Dziękuję jeszcze raz! Gdyby nie ty moje dzieci zostałyby w połowie sierotami!
-Masz dzieci?-spytał zdumiony.
-Mam partnera, Lucasa. Niedawno urodziłam dwie waderki - Alyssęi Fressię. Uważaj!
W tym momencie na Trevlight'a skoczył krwistoczerwony basior więc nie byłam w stanie określić czy jest we krwi xP. Ja również szybko znalazłam sobie zajęcie. Cieszę się, że Trev dołączył do watahy. Szkoda, że w takim momencie.Po wojnie zapoznam go z rodziną i przyjaciółmi : )

Od Nirvany - CD historii Tęczy

By na chwilę odsapnąć, udałam się na górzyste tereny. Tam zapewne będzie mniej wilków, które szybko uda mi się pokonać. Gdy dotarłam na miejsce, jakiś czarny, poplamiony krwią basior uciekł stąd szyderczo się śmiejąc. Zauważyłam tam ranną Tęczę.
- Tęcza! - krzyknęłam.
Podbiegłam do niej. Ta miała uśmiech na twarzy.
- Cieszę się że mogłam należeć do tak świetnej watahy jak ta...- wypowiadając te słowa upadła na ziemię i zemdlała.
Tym razem nie miałam wyboru. Chwyciłam za amulet i wywołałam Sailen. Gdy klacz stała już koło mnie, położyłam ranną waderę na jej grzbiecie, po czym sama usiadłam za Tęczą, by w razie czego ją złapać. Moja wierna towarzyszka wzleciała wysoko w górę i polecieliśmy trochę dalej za teren główny, gdzie skryci siedzieli medycy, opiekunki i dzieci. Oddałam wilczycę w ręce Youki.
- Co z nią? - spytała.
- Nie wiem... Znalazłam ją na polu walki. - wyjaśniłam. - Będzie żyć?
- Sądzę, że tak, aczkolwiek to nie jest pewne... - westchnęła medyczka.
- To co się teraz dzieje jest straszne. - odparłam troskliwie. - Cóż, muszę wracać i walczyć.
Po tych słowach wpuściłam unipega do medalionu i pieszo pobiegłam rozprawić się z resztą napastników.

<Tęcza? Sorry, że takie krótkie>

Od Atosa-CD. historii Liona.

Lana musiała koniecznie iść walczyć,nie podobało mi się to.Dopiero co urodziła,a jeśli zginie kto będzie je karmił?No raczej nie ja (XD). Po długich jej błaganiach pozwoliłem jej wyjść,ale nie na długo.Później
przyszedł Lion,okazało się,że Kely umarła.Kley umarła?!Moja kuzynka nie żyje?Tak samo jak siostra
(Tina)...O nie!Nie pozwolę Lanie już nigdzie wychodzić!Nie chcę stracić i jej...Później okazało się nawet,że
moja druga siostra (Shila) przeszła do WKP.Lana nie może iść walczyć.Oby szybko wróciła...Chwilę później przyszedł Lion.Zapytał jak się czuję po stracie kuzynki.
-No wiesz...Dziś straciłem nie tylko kuzynkę...Ale i siostrę...Dwie siostry... - odpowiedziałem.
-Jak to?! - zapytał.
-Tina też zginęła...A Shila... - nie dokończyłem,bo Lion mi przerwał.
-Shila jest twoją siostrą?!
-Tak... - powiedziałem cicho. -...Przeszła do WKP...


Od Shine - CD historii Asteria

Śnił mi się straszny koszmar.Jakiś wielki stwórz rzucił się na mnie i zaczął wbijać
swoje pazury głęboko w moje ciało.Krzyczałam tak mocno.Nie powiem co dalej się stało,
to za straszne.Obudziłam się.Asterio podbiegł do mnie.
-Co ci się śniło? - Spytał zaniepokojony.
-Nic takiego. - Spojrzałam ze smutkiem na ziemię.
-Nie kłam, wiem że coś złego. - W tej chwili wtuliłam się w jego tors i zaczęłam płakać.
Z moim zdziwieniem odwzajemnił uścisk.
-Nie płacz. - Powiedział opiekuńczym głosem i pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję za wszystko, ale muszę się uspokoić, bo musimy dalej walczyć. - Powiedziałam
trochę smutno i wstałam.Wyszliśmy znowu na pole bitwy, było już trochę ciemno.Teraz
pomagaliśmy sobie nawzajem i szło nam lepiej.Gdy przyszła noc, inne wilki przyszły nas zamienić.
My rozpaliliśmy ognisko głębiej, na łące.Przyniesiono nam jedzenie i wodę.Znowu zaczęliśmy
rozmawiać, tylko że o miłości.Była pełnia księżyca, a świerszcze grały bardzo pięknie.
-Shine chcę cię o coś zapytać. - Powiedział po krótkiej chwili milczenia.
-O co?

< Asterio?;DWiesz o co :*>

Od Nirvany - CD historii Shili

Shila przeszła do naszych przeciwników... Gorzej chyba być nie mogło. Ja i Arsus byliśmy w szoku. Jednak... Skoro nie należy do watahy, bez problemu mogę zabić tę zas***ą s**ę. Podczas walki biegłam tylko i wyłącznie za waderą, od czasu do czasu walcząc z jakimiś natrętami. Wilczyca ciągle gdzieś znikała mi z pola widzenia. Śledzenie ją było trudne. Gdy w końcu udało mi się ją dopaś, z pazurami skoczyłam na jej grzbiet i zaczęłam wgryzać się w bark.
- Ał! - wrzasnęła i zrzuciła mnie.
Nie zważałam na to. Poważnie raniłam jej łapy i plecy, nie mogłam jednak dostać się do karku. Shila zwijała się z bólu, jednak zadała mi poważną ranę w tylną łapę.
- Zdrajczyni! - krzyknęłam.
- Jeszcze za to pożałujesz, sz***o!
Walka trwała dalej. Shila w końcu wyrwała się mi i uciekła. Miałam nadzieję, że jej już nie spotkam, a nawet jeśli, to rozszarpę ją na miejscu.

Od Dereka - CD historii Alyssy (-.-)

Gdy Aly powiedziała, że reszta szczeniaków też może gdzieś się teraz pałęta prawie dostałem szału. Od czego są do cho*lery te opiekunki?! Miały pilnować szczeniaków, a ja dowiaduje się, że każdemu się nudziło i może uciekły -.- Wziąłem ranną waderę na grzbiet i popędziłem do medyków, wcześniej rozprawiając się z basiorem, który skrzywdził Alyssę.
Youka szybko opatrzyła jej rankę dzięki czemu miałem więcej czasu, by dostarczyć ją opiekunkom. Mała zadawała wile pytań co trochę mnie irytowało, ale w końcu jest szczeniakiem na polu bitwy. Gdy dotarliśmy do opiekunek zdjąłem ją z siebie.
- Mogę iść z tobą, prawda??? - zapytała robiąc minę bezdomnego psiaka.
- Nie. - odparłem stanowczo.
- Ale proszę Pana... - skarciłem ją wzrokiem. - Derek... Proszę! Przecież z tobą będę bardziej bezpieczna nić z opiekunkami!
- Nie. Ja muszę walczyć.
- Nie jesteś wojownikiem tylko prywatnym ochroniarzem! Mama mi powiedziała. - tutaj zacząłem poważnie myśleć. W sumie... To prawda, że ja za pewnie jej większe bezpieczeństwo. Opiekunką powiem, że ją bronie. Będą mieć o jednego szczeniaka mniej do pilnowania.
- Dobrze, ale i tak muszę powiedzieć dziewczyną, że Cię zabieram. - małą mimo, że była wojna ucieszyła się. - Wchodź. - powiedziałem nachylając się. Aly wdrapała się na mój grzbiet, a ja wszedłem do opiekunek.
- Aly gdzieś ty była! Szukałyśmy Cię! - powiedziała Pinkie.
- Nie przejmujcie się. Od teraz ja będę jej bronić, bo jak widać nie wyrabiacie. - powiedziałem surowo. - Gdzie Fressia? Ją też mogę zabrać.
- Derek my... Ona zniknęła... Nawet nie wiem kiedy... Zaraz po tym jak wybiegła Alyssa zniknęła Fressia. Jedna z opiekunek poszła jej szukać.
- No Was chyba poje... - uciąłem, bo jaskinia była pełna medyków. - Trzymaj się Aly. - szepnąłem i gdy wadera mocno wbiła łapy w mój grzbiet jak strzała ruszyłem na zewnątrz w poszukiwaniu jej siostry. Żeby uniknąć zagrożenia biegałem po drzewach, ale i tak nie długo byliśmy bezpieczni. Już po kilkudziesięciu metrach zauważył nas jakiś basior. Rzucił kulą ognia w drzewo tak, że spadliśmy.
- Schowaj się tam! - krzyknąłem do małej wskazując na dziuplę w drzewie. Podsadziłem ją, a gdy weszła szybko zakryłem dziurę warstwą lodu.
- I tak jej nie uratujesz. - zaśmiał się. Nie czekałem dłużej tylko skoczyłem na niego z pazurami. On odmachnął się raniąc mnie pod okiem. Miałem tam 3 ślady pazurów -.- Moja piękna, nieskazitelna twarz... Basior przegiął. Wbiłem mu pazury w plecy i rozerwałem skórę wyrzucając w dal. Potem to samo robiłem z brzuchem i karkiem. Czekałem, aż troszkę się wykrwawi by przygnieść po chwili jego obleśną głowę. Wróciłem do Aly i zauważyłem, że ona wszystko obserwowała. Widziała co zrobiłem z tym wilkiem. Biedna...
- Derek masz coś pod okiem! - krzyknęła rozmazując krew pod okiem.
- To nic. Wskakuj. - gdy weszła. - Gdzie może być Fressia? Trzeba ją ratować.

< Aly, gdzie twa sis?>

Od Lany - CD historii Atosa

Chciałam walczyć,czy nie chciałam,musiałam zostać w jaskini.Nagle wpadł Lion.Był na wpół martwy.Wyszczerzyłam w złości kły.Nigdy nie daruje temu wilczemu pomiotowi skrzywdzenia mojego brata!Ale to jeszcze nie był koniec...Lion powiedział,że Kely,moja bratowa,kuzynka mojego partnera nie żyje!Wpadłam w prawdziwą furię.Wstałam,choć Atos i medycy surowo protestowali.Zostawiłam szczeniaki pod ich opieką,po czym wyszłam z jaskini i w przeciągu pół godziny zabiłam ok 10 wilków z WKP.Potem z uśmiechem wróciłam do jaskini,kładąc się obok szczeniaków,na oczach zdziwionego Atosa i medyków.
-Już-uśmiechnęłam się.
Potem pochyliłam się nad śpiącym/w śpiączce Lionem,wpatrując się w niego z troską.Po półgodzinnym czuwaniu Lion ocknął się i wyszedł na zewnątrz mordować wilki z WKP.W końcu medycy uznali,że jestem w stanie walczyć,choć Atos wciąż protestował.
-Nie możesz!A co jeśli ci coś się stanie?Chcesz osierocić szczeniaki?!-mówił do mnie z wyrzutem.
-Kochanie,dobrze wiesz,że kilka morderstw mi nie zaszkodzi.-uśmiechałam się do niego,próbując go przekonać.
Zgodził się na układ,że wolni medycy przypilnują szczeniaków,a on będzie mi towarzyszył w walce.W końcu po jakimś czasie dostałam skurczów poporodowych.Atos pobiegł po medyków.Nagle zobaczyłam Edwarda,biegnącego w stronę pola bitwy,oraz Shanti i Axela,którzy próbowali go powstrzymać.Ja wciąż nie mogłam się podnieść z ziemi.Zobaczyłam,jak Edward skacze na olbrzymiego basiora.Ten,go zrzuca,ale Axel gryzie go w ogon,na co ten reaguje napadem furii.Wtedy Edward skacze mu do gardła i niemal przegryza tchwicę.Shanti dokańcza dzieło szczeniąt.Zanim oszołomiony Atos wrócił i zobaczył szczeniaki przy martwym ciele było już po wszystkim.One podbiegły do niego i przytuliły się.Skurcze minęły.Nagle nad sobą usłyszeliśmy głos jakiegoś wilka:

< Kto dokańcza?>

Od Liona - CD historii Kely

Powoli wstałem.Z takimi ranami miałem małe szanse na przeżycie.Podszedłem do wilka,który mnie uratował.Wydawał mi się dziwnie znajomy...O k**** moja partnerka!Zaniosłem jej ciało jak najdalej od pola bitwy.Wziąłem na bok jakiegoś wolnego szamana,a on odprawił jej pogrzeb.Dostałem prawdziwej furii.Wywołałem Saphay.Postanowiłem jej nie przemęczać.Wsiadłem na jej grzbiet i poleciałem do jaskini w której przebywała Lana i Atos.Prawie padłem u wejścia jaskini.Medycy którzy zostali pomogli mi wstać i dojść do Lany i Atosa.
-Lana...Atos...-Mówiłem bez sił.
-Tak?-zapytali.
-Kely...Ona...Nie żyje...-wybełkotałem i zemdlałem.
Obudziłem się niedługo potem,niemal w pełni sił.Saphay spoczywała w medalionie,Lana przyglądała mi się z troską,a Atos właśnie wracał do jaskini.Poinformował Aslana,że jego siostra nie żyje.Czułem dziwną pustkę w środku,a jednocześnie furię,która sprawiała,że niemal wyrywałem się do walki.Po godzinie pozwolono mi wstać i walczyć dalej.Na początku zaatakowałem jakiegoś basiora.Widocznie się tego nie spodziewał,bo miał wyraźnie zaskoczoną minę.Przegryzłem mu tchawicę, a potem pobiegłem na kilku innych,których załatwiłem mocami.Następnie zaatakowała mnie jakaś wadera.Szybko załatwiłem sprawę i znalazłem to,czego szukałem.tę grupkę wilków,która zabiła moją partnerkę i poważnie mnie okaleczyła.Zamordowałem wszystkich bez chwili oddechu.Potem rzuciłem się na kilka innych wilków.W końcu poszedłem do jaskini Atosa.Zapytałem,jak się czuje z tym,że jego kuzynka nie żyje.

< Atos?>

piątek, 29 marca 2013

Shila odchodzi!


Powód odejścia: decyzja właściciela

Tina odchodzi!


Powód odejścia: śmierć

Od Tęczy - Śmierć jest blisko, a może to tylko przeczucie?

Dowiedziałam się że jest wojna.Jeszcze nie walczyłam ale chciałam.Dowiedziałam się że niektóre tereny nie są zbytnio chronione.Wybrałam się na jeden z tych terenów.Tak jak mówili nie było tam żadnego wilka więc postanowiłam bronić ten teren.Leżałam na skale i bacznie obserwowałam powietrze jak i również ziemię.Nagle z transu wyrwał mnie czarny wilk poplamiony krwią.Na jego pysku był chytry uśmiech.Od razu wiedziałam że nie jest on przyjaźnie nastawiony.Stanęłam na przeciwko niego.Zrobiłam pierwszy atak jakim był wir powietrza.On jednak uniknął ataku i zaatakował mnie fioletową kulą.
-Maga cienia.-wyszeptałam
-Masz racje..-uśmiechnął się.-Ale nie tylko moja magia to też cień.
-Grr.. i tak nie macie z nami szans.-zaczęłam
-Może i nie.. ale założę się że połowa wilków z waszej watahy przypłaciło życiem.-tutaj zaczął się złowieszczo śmiać
-Co cię tak śmieszy?!-wykrzyknęłam rzucając się na niego i przygważdżając go do ziemi
-To... że tyle wilków poniosło śmierć!A ja lubię patrzeć na te cierpienie!-tutaj zaczął się jeszcze głośniej śmiać
Z moich oczu zaczęły płynąć łzy.Nie mogłam uwierzyć że na tej ziemi istnieją takie straszne wilki jak ten.Szybko jednak wzięłam się w garść.Nacelowałam w niego tęczowymi błyskawicami i go trafiłam.Zaczęliśmy walkę naszymi mocami.Stworzył wir cienia który skierował na mnie.O mały włos zdążyłam uniknąć i wzlecieć w powietrze.Zaatakowałam go kulami powietrza,oberwał.Rzuciłam się na niego i zbliżyłam swój pysk do szyi by przegryźć mu tętnice.
-Jakieś ostatnie słowa?-zapytałam
-Tak.. to że będę się śmiać z twojego cierpienia.-zaśmiał się złowieszczo
Dopiero teraz spostrzegłam że tworzy w swoich łapach kulę śmierci.
-Żegnaj..wadero.-wypowiadając te słowo rzucił kulą śmierci z całej swojej siły w mój brzuch
Usłyszałam jedynie wołanie jakieś wadery
-Tęcza!!
Ja zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się.
-Cieszę się że mogłam należeć do tak świetnej watahy jak ta..-wypowiadając te słowa upadłam na ziemię i zemdlałam lecz moje ciało pomyślało że pogrążyło się w głębokim śnie na zawsze...

<Nirvana, dokończ>

Nieobecne!

Maddy (Lovexnimals), Sophie i Viktoria (Diamont) są nieobecne, proszę nie pisać opowiadań z nimi w udziale.

Wasza samica alfa,
Nirvana.

Od Tiny-"Śmierć"

Dowidziałam się dziś,że będzie wojna.Nigdy w życiu nie brałam udziału w walce,ciekawe jak to wygląda.Jednak wole sienie dowiedzieć...

~~Kilka godzin później~~

Siedziałam w jaskini,gdy wyszłam okazało się,że wojna już trwa.Rozejrzałam się.Strasznie to wyglądało.Wszędzie krew i piski wilków,niekiedy ciała wilków...Coś ciągnęło mnie z powrotem do jaskini,ale wiedziałam,że muszę iść walczyć.Mój partner (Brave) pewnie już tam walczy..Zaczęłam biec na pole bitwy.Stanęłam na boku,na początku nie wiedziałam co mam robić,rozglądałam się dookoła.Wtedy jakiś wilk się na mnie rzucił.Ugryzł mnie z całej siły w bark.Ja zamiast z nim walczyć uciekłam jeszcze bardziej na bok.Schowałam się w krzaki.Byłam takim tchórzem.Zamiast walczyć,pomóc ukrywam siew krzakach.Ale...No...Jakoś nie mogłam tam iść walczyć.Nagle  zobaczyłam jak jakiś wilk trzyma w pysku szczeniaka i szarpie nim.Chciał go rozszarpać żywcem.Wtedy zebrałam się na odwagę i jakoś tam podbiegłam (bo byłam ranna dlatego "jakoś"). Rzuciłam się na wilk,a ten upadając "wypluł" szczeniaka.Walczyłam jak tylko mogłam żeby go obronić.Byłam ranna,wyczerpana,wszędzie leciała mi krewa,ale walczyłam dalej...Musiałam...Kiedy miałam okazję rzuciłam mu się na gardło i przegryzłam mu tętnice.Byłam taka słaba,krew leciała mi strumieniami,ale chwyciłam szczenie i ledwo zaniosłam go do jaskini gdzie są wszystkie szczeniaki podczas wojny.Kilka metrów przed jaskinią czułam,że..że chyba umieram...Padłam przed wejściem i upuściłam szczenie to uciekło do jaskini...Nic już nie słyszałam,wszystko co widziałam było zamazane.Było mi tak zimno.Po nie długim czasie wykrwawiłam się i umarłam...

<Brave?>

Charlotte odchodzi!

Darmowy hosting zdjęć i obrazków
Powód odejścia: śmierć

Od Shili-"Nowe życie,już na zawsze..." cz.2

Dziś rano Rache powiedziała mi,że rozpoczyna się wojna.To wspaniale się składa,bo zamierzam dołączyć do Watahy Krwawego Pazura.Mam nadzieję,że zacznie się szybko...

~~Około dwóch godzin później~~

Cała wataha zebrała się na przeciwko WKP.Alfy coś do siebie wrzeszczały,a potem zaczęła się wojna.Siedziałam w krzakach i przyglądałam się wszystkiemu.Co za wspaniały widok patrzeć jak wilki z WKP powalają wilki z WSK.Jakieś trzy wilki prawie zabiły by Nirvane,szkoda,że się wystraszyły.Czekałam na okazję kiedy będę mogła do nich dołączyć.

~~Kilka godzin później~~

Nie było żadnej dobrej okazji żeby powiedzieć to Ofhie.Niestety on ciągle walczył,a mnie robiło się strasznie nudno.Może wystarczy tylko jak stanę po ich stronie i będę walczyć dla nich?A jak mnie z nimi pomylą?Nie wiem co miałam już robić.No raz się żyje.Stanęłam po stronie WKP.Niektóre wilki dziwnie na mnie spoglądały,ale nikt mnie nie atakował.Pobiegłam na przód zaatakować Nirvane,ciekawe jak zrobi zdziwioną minę.Kiedy do niej biegłam nikt z WSK mnie nie atakował i mogłam spokojnie dobiec do Nirvany.Stanęłam na przeciw niej.Jaką zrobiła minę.
-Shila?! - zrobiła wielkie oczy.
-Witaj Nirvanuś... - powiedziałam.
-Myślałam,że nie żyjesz.
-To źle myślałaś! - powiedziałam i rzuciłam się na nią,a ta mnie odepchnęła.
-Co ty robisz?! - warknęła.
-A!Zapomniałam Ci powiedzieć należę teraz do WKP. - uśmiechnęłam siei tym razem to ona rzuciła się na mnie ja jednak uniknęłam ataku.
Potem zaczęłyśmy się gryźć,drapać i w ogóle...Arsus musiał nas zobaczyć,bo podbiegł szybko do nas.
-Shila?! - zrobił oczy takie ja Nirvana.
Gdy tylko go ujrzałam uciekłam.Oczywiście dalej walczyłam przeciwko WSK...

<Nirvana?>

Od Asteria - CD historii Shine ''Zakochanie''

Środek wojny...Pierwsza wojna w mym życiu...Nie wiem jak się zachowywać,ani nic...Walczyły,gdy nagle zobaczyłem jakiegoś wilka i waderę.Ona była ranna w łapę,a tamten debil jeszcze ją chciał zabić.Bez wahania naskoczyłem na niego i zabiłem.Wadera przemówiła:
-Dzię-Dziękuję.
-Nie ma za co.Poczekaj pomogę ci. - powiedziałem i waząłem ją na ręce.
-Jak mas zna imię? - zapytałem pierwszy
-Shine.A ty?
-Ja Asterio. - odpowiedziałem trochę nieśmiało...Nie za bardzo podoba mi się to imię.Szliśmy powoli do pobliskich krzaków, by odpocząć.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i niczym.Usłyszałam cichutki
szelest.I zobaczyłam wielkiego basiora.
-Asterio uważaj! - krzyknęła Shine.
Wadera popchnęła mnie w inną stronę,a sama została ''napadnięta''.Po chwili go zabiła i leżała na ziemi jak trup.
Zabrałem ją z tam tond do mojej jaskini.Wyciągnąłem bandaż i opatrzyłem ją.

~Po przebudzeniu się wadery~

Stałem i patrzyłem jak inne wilki się biją i zabijają.Nagle rozległ się jakiś krzyk.Krzyczała Shine.Pewnie jeszcze nie doszła do siebie.Musiałem z nią tam zostać.Mam dość dużą jaskinię,więc przenieśliśmy się do dalszych części jaskini.
-Jesteś bezpieczna...-powiedziałem.
Wadera tylko uśmiechnęła się słabo.
-Dzię-dziękuje jeszcze raz za troskę...-powiedziała.
-Nie ma za co...
W tej chwili do jaskini wpadł jakiś wilk...Chyba gamma wrogiej watahy.
-Czego tu szukasz?!-zapytałem wychodząc z cienia.
-Twojej i tej pięknisi śmierci!-krzyknął i skoczył na mnie.

~Po jakiś 5 minutach~

Biliśmy się zaciekle,ale w końcu wygrałem i go zabiłem.Shine cały czas się patrzyła na nas.Chciałem oszczędzić jej tego widoku,ale nie mogłem...W końcu to wojna...Nagle wadera zemdlała.Podbiegłem do niej.Miała otwarte oczy i jeszcze przewrócone,tak że było tylko widać białka.Wierciła się ciągle.

~Po jej przebudzeniu~

Obudziła się już,a ja ją szybko zapytałem:
-Czy coś Ci się śniło?

< Shine?>

Nieobecni!

Kiiy/Leo/Lenny/Mikija/Kaminari i Arya  (Arbuzik) są nieobecni. Proszę nie pisać opowiadań z nimi w udziale.

Wasza samica alfa,
Nirvana.

Od Marikko

Wstałam trochę później niż zwykle. Wyszłam z jaskini, w okół panował chaos. Niekiedy słyszałam krzyki: Wojna! Nadchodzi wojna!!
"No nie, to chyba żarty" pomyślałam. Próbowałam użyć mocy latania, by zobaczyć co się dzieje. Niestety moja nowo odkryta umiejętność nie wychodziła mi. Pobiegłam w kierunku niepokojących odgłosów. Zobaczyłam jak nasza wataha walczy z WKP. Bez namysłu przyłączyłam się do walki. Do okoła siebie ziemię zamieniłam w bagno, dodając wody. Nagle obok mnie przeleciał pocisk, a przede mną staneła jakaś wadera. Nie wiem jak przeszła moje bagno, Widocznie ktoś jej musiał pomóc. Skoczyła na mnie. Usunełam się na bok, ale jakiś inny wilk zaszedł mnie z tyłu. Podciął mnie. Upadłam. Nagle poczułam jak coś mnie poecze z boku. Popatrzyłam się, mój bok płonął. Sprawcą tego była czerwona wadera. Użyłam swojej mocy by ugasić ogień, po czym rzuciłam się na waderę. Zaczełyśmy się gryźć. Wdedy podbiegł do nas jakiś basior i zaczą wspierać moją przeciwniczkę. "C*olera, może już wystarczy" pomyślałam. Zaczełam teorzyć mgłę by móc się schronić. Wilki nic nie widziały natomiast ja widziałam wszystko. Zaczęłam rzucać w nich pociskami wodnymi. Nie wiedzieli co się dzieje. Wtedy podbiegłam do wadery i przrgryzłam jej tchawicę. Z basiorem poszło mi trochę gorzej, gdy przypuściłam atak basior drapną mnie po pysku. Wreszcie udało mi się go pokonać. Odeszłam na bok i obmyłam sobię ranę, była głęboka. Pobiegłam do jaskini medyków.
< w jaskini>
Przybiegłam zdyszana. Było tutaj sporo wilków. Podeszła do mnie Youka. Popatrzyła się na mnie i powiedziała:

< Youka, co powiedziałaś?>

Od Kevina - CD historii Freda

Zaczęliśmy biec przez tereny watahy. Ciągle chciałem znaleźć pewne miejsce. Jednak pomyliłem kierunki i wraz z Fredem wylądowaliśmy koło jakiejś rzeki. Ta rzeka była wyjątkowo niebezpieczna. Wszędzie ostre skały, w dodatku prąd dość silny....
-Chyba trzeba było skręcić w lewo-odezwał się ktoś.
-Fred, to ty?-spytałem.
-Nie... A ty?-odpowiedział pytaniem na pytanie.
Odwróciliśmy się. Za nami była jakaś wadera, wyglądała dziwnie... Nagle mnie oświeciło...
-Fenna?-spytałem zdziwiony.
-No, jeszcze poznajesz... -odpowiedziała wrogo.
-Czekaj, co ty tu...-nie dokończył brat.
-CICHO!-wrzasnęła.
Odepchnęła go na skałę siłą woli. Spojrzała znów na mnie.
-Myślałem że już nie żyjesz...-powiedziałem oschle.
-A ja myślałam że już na zawsze zostaniesz sam... A tu proszę... Partnerka, dwójka dzieci... Super rodzinka, nie ma co...
-A ty co?? Mało Ci było tamtego partnera?
-On nie żyje, jakbyś nie wiedział...
-Wiem... I bardzo się z tego cieszę...-powiedziałem z uśmieszkiem.
<< Fred?>>

Od Shine - Zakochanie


Dowiedziałam się że mamy wojnę.Przyszłam nie w porę, ale cóż.Czas nie sługa.Od razuposzłam na polę
bitwy.Walczyłam wytrwale.Tylko raz zostałam ugryziona w łapę.Bolało jak diabli, więc próbowałam dojść
do pobliskich krzaków, by ukryć się i przeczekać ten okrutny ból.Gdy byłam już blisko, poczułam że
coś mnie szarpnęło i upadłam z hukiem na ziemię.Był to mocno zbudowany basior, który nie był
pokojowo nastawiony.Wiedziałam że sobie z nim nie poradzę.Gdy miał już ugryźć mnie w szyję.
Jakiś inny basior zepchnął go ze mnie i zabił.Ja leżałam bezradnie, gdyż ból łapy się nasilił.
-Dzię-Dziękuję. - Powiedziałam wdzięczna.Próbowałam wstać, ale nie mogłam.
-Nie ma za co.Poczekaj pomogę ci. - Powiedział miłym głosem i wziął mnie na łapy.Byłam trochę
zawstydzona.Był taki przystojny, że aż chciałam się na niego rzucić.
-Jak mas zna imię? - Zapytał pierwszy.
-Shine. - Odpowiedziałam uśmiechając się.-A ty?
-Ja Asterio. - Imię też ładne ;3.Szliśmy powoli do pobliskich krzaków, by odpocząć.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i niczym.Usłyszałam cichutki
szelest.I zobaczyłam wielkiego basiora.
-Asterio uważaj! - Krzyknełam i zepchnęłam go, a sama zostałam zraniona głęboko w grzbiet.
Resztkami sił rzuciłam cię na sprawcę i przegryzłam mu tętnicę.Upadłam na ziemię i zamknęłam oczy.
< Asterio?>

Od Trevligt'a

Nienawidzę życia...Wolę umrzeć niż żyć w tym okropnym świecie...
-Może już na mnie czas...?-zapytałem siebie samego.
W brzucha wylewała mi się krew...Po starciu z jakimś monstrum...Ogromny orzeł,czy coś.Kuśtykając do jakiś terenów.Padał deszcz.Burza w ręcz.Zmieniłem pogodę,bo nie chcę widzieć tego słońca...Po paru minutach znalazłem jakieś stado łań i jednym bykiem(jeleń profesjonalnie mówiąc).Zregenerowałem się,ale dostałem zakażenia krwi.Dopadłem jakąś łanie.Zjadłem ją ze smakiem,ale cały czas ktoś próbował czytać mi w myślach.
-Ty!Co tu robisz?!-dopytywał się jakiś basior.
-Nie widać...
-Widać.To nasze tereny!Nie możesz na nich polować!
-Bo co mi zrobisz?Taki kurdupel jak ty coś by mi zrobił...
Patrzyłem na niego.Nagle jakieś wilki pojawiły się za nim.Było ich około dwóch.Chyba chcieli mnie zaatakować.Wstałem.Podeszli do mnie.Wyglądałem przy nich jak olbrzym.Aby ich przestraszyć zamieniłem się w demona.Odeszli trochę.
-Chcesz mi coś zrobić,kurduplu?
-Tak!
-No to dawaj!
Skoczyli na mnie.Gryźli,wbijali mi kły w kark,nogi itp.Na początku ni nie czułem.Potem zakażenie dało się we znaki.Może to nie zakażenie?Brało mnie w wymioty.
-Jeżeli mam zakażenie krwi,to wy za to poniesiecie winę!
Przestali.Zeskoczyli ze mnie.Ja zamieniłem się w normalną postać i poszedłem gdzieś dalej.Zobaczyłem waderę...Chyba ją znałem...Ach tak!To Omega!Znałem ją kiedy byliśmy szczeniakami.
-Omega?-zapytałem podbiegając do niej.
-Trev?
-Kope lat,przyjaciółko!
Przytuliliśmy się.Tak dawno jej nie widziałem.
-Wypiękniałaś!
-Dziękuje.Ty też niczego sobie.
-Masz watasze?
-Nie,ale należę do jednaj z nich.
-Zaprowadzisz mnie do alf?
-Oczywiście!
Poczułem się źle.Zwymiotowałem krwią,a potem zemdlałem.

~W jakiejś jaskini~

Obudziłem się w jaskini. Pewnie medyka...
-Witaj.Jestem Youka.
-Witam,witam...
-Tak się ciesze!-wykrzyknęła Omega.
-Jestem Nirvana.-odezwała się jakaś biała wadera.
-Trevligt,miło mi.Jesteś alfą w jakiejś watasze?
-Tak.W Watasze Srebrnego Księżyca.
-Mogę dołączyć?
-Oczywiście,tylko,że są małe komplikacje...
-Jakie?
-Rozpętała się wojna i trafiłeś w sam jej środek...
-Jestem gotowy do walki.
Wstałem i powiedziałem do Omegi:
-Prowadź mnie do miejsca walki...

< Omega?>

Nowy członek - Trevligt


Trevligt, wojownik

Od Freda

Biegłem gdzieś zupełnie przygnębiony. Wszystkim układa się życie... Peeta, Clove, Narcyza... Im też... Tylko nie mnie. Od kiedy Chloe zmarła... Nic nie jest takie samo... Nagle coś śmignęło mi nad uchem. Spojrzałem za siebie. Stał tam jakiś dziwny basior, którego nie znałem.
-Kim jeste...-nie dokończyłem bo skoczył na mnie.
Powalił mnie na ziemię w jednej chwili. Potem odpowiedział mocnym głosem:
-Twoim przeznaczeniem!
Podniósł łapę i już miał zakończyć mój żywot, kiedy ktoś go powstrzymał. To był Kevin. Przegryzł wilkowi tchawicę.
-Co tak leżysz?-spytał.-Wstawaj i idziemy!
Wstałem posłusznie. Wybiegliśmy z lasu. Dopiero teraz przekonałem się o co mu chodzi.
-Wojna...-szepnąłem sam do siebie.
-Nie gadaj! Musimy pomóc innym!-krzyknął.
-Czekaj! Gdzie dzieci?!-rozglądałem się na wszystkie strony.
I wtedy ich zobaczyłem. Peetę, Clove i Narcyzę walczących przeciwko trójce wrogich wilków. Kevin chwycił mnie za łapę.
-Chodź!-powiedział patrząc na mnie.-Zaufaj mi po prostu...
-Dobrze-powiedziałem po chwili.
<< Kevin?>>

Od Rache-CD. historii Matta

Nie wiedziałam,że kiedy kol wiek się zakocham.Mama mówiła przecież,że nie można ufać basiorom,bo co "tata" jej zrobił,ale Matt na pewno taki nie jest.Okazało się,że Matt zabił jakąś Dark Sky.
-No więc co o tym sądzisz? A tak w ogóle co słychać u twojego beznadziejnego braciszka i mamusi?
-Ja bym nic nie mówiłam. Moja mama raz prawie zabiła jakąś Emi.Nic nie mówiła,później to się ujawniło,a oni i tak nic nie zrobili.Ja bym się tym nie interesowała...Przecież moja mam nie żyje,a brat spo...Nie...Skoro mamy być parą muszę powiedzieć Ci prawdę...Tak na prawdę... - zaczęłam mówić szeptem. - ...moja mama żyje...Ukrywa się...A ja mam wszystkim mówić,że to przez "tatę" i Nirvanę...
Matt nic nie odpowiedział.Zaczęliśmy iść do watahy.Pożegnaliśmy się całusem i rozeszliśmy.ja jeszcze poszłam do mamy.Zastanawiam się czy powiedzieć jej o tym...Ale raczej nie...
-Witaj mamo... - powiedziałam cicho wchodząc do jej małej jamki.
-Cześć kochanie. - odparła. - Dobrze,że jesteś...Muszę ci coś powiedzieć...
-Co?
-Dołączamy do Watahy Krwawego Pazura...
-My?
-Tak...Ty...Ja...i Less...
-Nie!Ja nie chcę!
-Dlaczego?
-Bo...Bo...Nie chcę i tyle...
-Rozumiem czemu nie chcesz...
-Skąd?
-Ja cię znam...Będziesz informować mnie razem z Lessem co dzieje siew watasze,a ja będę informować WKP.
-No...No właśnie!O to mi chodziło...
-Dobrze myślisz...
-Więc raz w tygodniu,w nocy spotykamy się tu...W każdą niedzielę...
-Jasne.
-Dobrze...Jutro będę już w tam tej watasze.Do zobaczenia!
-Pa... - powiedziałam i wyszłam.
Myślałam o tym czy mam jej mówić prawdę...Być zdrajczynią watahy?Sama nie wiem...Będę musiała to spokojnie przemyśleć...Wróciłam do jaskini i rozmyślając nad tym zasnęłam...

<Matt?>

Od Alyssy - CD historii Dereka ''(-.-)''

Siedziałam wystraszona w krzakach. Miałam zamiar odwrócić uwagę wrogów od naszych, ale niestety dorobiłam się tym sposobem tylko rany na łapie. Byłam poplamiona krwią, większość nie była moja. Uciekłam od innych szczeniaków, w tym Fressi, i opiekunek bo chciałam pomóc. Ale ja oczywiście robię tylko kłopoty... Nagle zauważyłam pana Dereka. Zmierzał w moją stronę, widziałam jak bije się z innymi. On również był we krwi, choć nie zauważyłam by był ranny.
- Aly... Co ty tutaj robisz? Czemu nie jesteś z opiekunkami i gdzie Fressia? - zapytał wchodząc w krzaki.
-No bo... Chciałam pomóc. Jeden pan uderzył mnie w łapę - pokazałam ranę i basiora który to zrobił - Fressia jest chyba z nimi.
-Chyba?
-Chyba... Może też poszła. Wszystkim szczeniakom się nudziło.
Pan Derek nakazał mi siedzieć cicho w krzakach i lepiej się schować. Uklękłam, ale potem wyjrzałam lekko i zauważyłam jak pan Derek podchodzi ostrożnie do basiora, który mnie zranił. Gdy ten się odwrócił, dosłownie wyleciał w powietrze. Po tym co zobaczyłam szybko ponownie schowałam się w krzaki. Pan Derek znów przyszedł i wziął mnie na plecy. Zaczął biec.
-Muszę oddać cię opiekunkom.
-Proszę, nie.. Proszę pana, naprawdę nie chcę!
-Nie mów na mnie "pan". A poza tym musisz. Chcesz znowu oberwać?
-Nie... Au - powiedziałam bo łapka mnie zabolała.
-Najpierw pójdziemy do medyków.
W jaskini lekarzy przyjęła mnie bardzo miła pani, miała na imię Youka.
-Wiesz malutka, widziałam jak się urodziłaś. Trochę urosłaś.
Pan, to znaczy Derek niecierpliwił się i gdy pani Youka mnie opatrzyła, natychmiast powiedział:
-Idziemy. Musisz iść do opiekunek, bo nie ma się kto tobą zająć. Wszyscy muszą walczyć.
-Mama i tata też walczą?-spytałam bojąc się o nich.
-Raczej bronią słabszych.
Przez całą drogę zadawałam Derekowi wiele pytań i prosiłam, by nie oddawał mnie opiekunkom. Już przy ich jaskini, spojrzałam na niego z minką "bezdomnego psiaka".
-Mogę iść z tobą, prawda???

< Derek, ulegniesz mi? :3>

Od Atosa-CD. historii Lany

Lana sobie spała,a ja siedziałem przy wyjściu i patrzałem na inne wilki.Najbardziej spoglądałem na grupkę szczeniaków bawiących się.Może niedługo dołączą do nich szczeniaki moje i Lany.Jak się cieszę,ze będę tatusiem...Po chwili Lana się obudziła.Zaczęła zwijać się z bólu.Może to już?!Pobiegłem jak najszybciej po medyków.Weszli do jaskini,a ja zostałem przed.Przyszli jeszcze Lion,Kely i Saphay (towarzyszka Liona). Czekaliśmy aż będzie koniec.Po chwili jednak przybiegła do nas jakaś wilczyca.
-Woja!Wojna się zbliża! - wrzeszczała.
-Co?!Jaka wojna?! - przestraszył się Lion.
-Z Watahą Krwawego Pazura! - powiedziała i odbiegła.
-O nie... - powiedziała cicho Kely,a Lion ja przytulił.
Wszyscy byliśmy zszokowani.Ja raz myślałem o lanie raz o wojnie.
-Możecie wejść. - powiedziała Youka.
Od razu tam wbiegłem.Zobaczyłem Lane z trzema szczeniaczkami.Jeden był kolorowy,jeden biało-beżowy,a jeden czarno-zielony.Były prześliczne.Leżały wtulone w Lanę.Pogłaskałem wszystkie po kolei z uśmiechem.Po chwili jednak zrobiłem ponurą minę-przypomniałem sobie o wojnie.
-Lana... - zacząłem.
-Tak?
-W-w...wojna się zbliża...
-Co?!
-Musisz tu zostać ze szczeniakami,a ja muszę iść. - mówiłem cicho.

<Lana?>



Kely odchodzi!


Powód odejścia: śmierć

Od Nirvany - CD historii Isaly

Isaly walczyła razem ze mną. Obie nieźle sobie radziłyśmy. Niestety, w pewnej chwili jeden przeciwnik rzucił się na waderę, a ja nie mogłam jej pomóc. Wtedy stało się coś niezwykłego. Diament, który Isaly miała na szyi zabłysnął, a wróg upadł na ziemię. Moje pierwsze wrażenie? Diament na pewno będzie musiał być schowany w trudno dostępnym miejscu.
- Nie wiedziałam, że ma taką moc. – powiedziała wilczyca.
- Ja też. - odparłam. - Uważaj! - krzyknęłam i odepchnęłam ją, kiedy to właśnie nadlatywała kula ognia.
- Dzięki. - szepnęła.
- Nie ma za co.
Po tej krótkiej wymianie słów szybko wróciłyśmy do walki, gdyż zostałyśmy dosłownie otoczone. Chciałam, by Isaly użyła mocy diamentu, ta jednak mówiła, że nie wie jak. Pozostało nam walczyć samodzielnie. Trochę krwi się polało, zwłaszcza z mojej łapy. Udało nam się jednak wybrnąć z sytuacji i rozbiegłyśmy się na swoje strony. Chciałam uciec trochę dalej od pola walki i znaleźć coś, czym bez problemu mogę zatamować ranę. Ukryłam się w krzakach. Wytworzyłam kulkę lodu, po czym zaczęłam na nią chuchać i dmuchać, by się rozpuściła. Gdy to nastąpiło wodą obmyłam ranę. W tej właśnie chwili usłyszałam przeraźliwy krzyk. Wychyliłam się. Zauważyłam... ogon? Smoczy ogon. Wybiegłam z ukrycia jak najszybciej. Moim oczom ukazał się wielki czarny smok, o czerwonych, niczym krwistych oczach bez źrenic, który w łapie trzymał przerażoną Mikiję. Leo próbował ją ocalić, cały jednak drżał ze strachu.
- Matko boska, Sailen! - krzyknęłam i wypuściłam unipega z medalionu.
Szybko kazałam jej pomóc waderze, sama zaś atakowałam go mocami. Smoczysko jednak było silniejsze. Sailen również nie dawała sobie rady... Wtedy przybiegła Kiiyuko...

<Kiiy?>

Od Samanthy - CD historii Anutriego

- To się cieszę . Fajnie tutaj . Słyszysz to ? - zapytałam , usłyszałam jakieś krzyki .
- Tak słyszę , wydurniają się . - odpowiedział chłodno Anutrii .
- A jeśli stało się coś, chodźmy to sprawdzić . - powiedziałam i zaczęłam ciągnąć go za łapę w stronę miejsca , skąd dochodziły krzyki.
- Zostaw mnie ! - powiedział zdenerwowany.
- Wiem , że jesteś samotnikiem. Ale musimy coś zrobić, chyba nie będziesz obojętny na czyjąś krzywdę ? - zapytałam , ale on nie odpowiedział . - Dobra jak chcesz . Idziemy ! - powiedziałam stanowczo, wzięłam go za łapę i pociągnęłam w stronę miejsca skąd dochodziły krzyki.

~~ Na miejscu ~~

Zobaczyłam walczącą Nirvanę. Podeszłam do niej.
- O hej Samantha . Udało ci się Anutriego wyciągnąć gdzieś ? - zapytała nie dowierzając.
- Tak, ale nie to jest teraz najważniejsze, powiedz mi co utaj się stało ?
- Mamy wojnę. Na razie nikt z nas nie zginął, ale uważaj na siebie sami i ty Anutrii też . - powiedziała.
- Jasne . - powiedział chłodno basior.
- Ok , dzięki za ostrzeżenie . - powiedziałam do Nirvany , a ona odeszła i zaczęła dalej walczyć.
- Ciężko będzie , co ? - zapytałam basiora.
- Może . - mówił dalej tym samym tonem . Wtedy rzucił się na niego wilk. On walnął go jednym ciosem w czaszkę, wilk upadł i umarł. Byłam zdziwiona jego siłą, zaimponował mi . Chyba się tego domyślił. Wtedy kolejny podszedł tym razem do mnie. Próbowałam zrobić to samo , ale mi nie wyszło . Basior przewrócił mnie , docisnął do ziemi swoim ciałem i pochylił się z zębami wyszczerzonymi prosto nad moją twarzą.
- I co teraz laleczko, coś ci nie idzie . - zaśmiał się złowieszczo basior .

< Anutrii ? >

Od Shine

Obudziłam się, zaczynając nowy dzień.Tak w ogóle to cześć!Mam na imię Shine i mieszkam, to znaczy mieszkałam w watasze Północnego Wiatru.Było tam całkiem miło, ale niestety zostałam wyrzucona.Powód?Dowiecie się dopiero kiedyś.Wracając do historii, obudziłam się z strasznym bólem głowy i wylądowałam na jakimś (przepraszam że tak się wyrażę) zadupiu.Chciałam się podnieść, ale niestety miałam zdrętwiałe nogi.Zobaczyłam na moim boku dość dużą ranę.Nie pamiętałam nic z tej nocy, zupełnie nic.Tylko tego wspomnienia mi brak do połączenia zdarzeń.Ostatnie co pamiętam, to że szłam bardzo długo, aż doszłam do lasu.Było późno, więc musiałam iść przez ciemność, i gdy szłam dobrą godzinę, wycieńczona i zdyszana, usłyszałam szelest.W tym momencie urywa mi się film.Dalej nie pamiętam już nic, zupełnie nic.Chyba oberwałam później kamieniem w głowę, więc to by wyjaśniało ból i częściową Amnezję.
Po kilku próbach, w końcu wstałam.Trochę trudno szło się na tych obolałych nogach, lecz musiałam dać sobie radę, byłam skazana sama na siebie.Gdy szłam tempem godnym żółwia, zaburczało mi w brzuchu.Byłam głodna jak wilk.Dość nie typowa przenośnia, ale co tam.Nie miałam sił na chodzenie, a co dopiero na łowy?!Byłam co raz bardziej głodna, a z każdym krokiem miałam mniej sił.Usłyszałam nagle oddalony ode mnie z 5m szelest.Jeszcze tego mi brakowało!I co teraz zrobić?Uciekać?Nie mam sił.Walczyć?Zginę.Nastawię się pokojowo, może nie ma złych zamiarów?Jeśli jednak ma to skończę tu, w lesie, moje ciało pozostawione na łaskę tego wilka.Jednak umierając na łonie natury, na tle śpiewu ptaków, śpiewających pożegnalną piosenkę.Wśród saren, jeleni, zająców, królików.Taka śmierć jest na prawdę miła.Wilk był już co raz bliżej, a ja stałam na przeciw, nie zważając co się zaraz stanie.Był już blisko.Powoli widziałam już całą jego sylwetkę.Bałam się.
-Cześć! - Powiedziała radośnie.
-Cz-cześć.. - Odpowiedziałam jej.
-Chcesz dołączyć do mojej watahy? - Spytała uśmiechając się.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się.

Nowy członek - Shine!


Shine, wojowniczka

Od Isaly - CD historii Nirvany

Rzuciłam się w wir walki. Przeciwnicy napływali wielką falą, wydawało się, że ich ilość się nie skończy. Co chwila rzucali się na mnie grupami, jednak nie starali się mnie zabić. Chcieli mnie wręcz porwać, wcześniej oddzielając od reszty watahy. Miałam dodatkowe utrudnienie, bowiem otoczyli mnie, przez co musiałam być gotowa na atak z każdej strony. Tak, nie chcieli mnie zabić – ale ranili mnie bez oporu. Nabawiłam się już trzech krwistych szram na grzbiecie – pamiątka po czarnym basiorze, który srogo za nią zapłacił.
Po chwili ich ilość zmniejszyła się, przez co mogłam odetchnąć. Pobiegłam w stronę Nirvany, by pomóc jej z przeciwnikami.
-Wiesz już co zrobić?! – zapytała, wskazując na diament.
Zapeszyłam się. Faktycznie, od początku wojny walczyliśmy i to całkiem nieźle, ale nie mogliśmy ciągnąć tego w nieskończoność, szczególnie, że Watahę Krwawego Pazura zasiliły szeregi nieznanych nam, za to silnych wilków. Jak dotąd diament nie ujawnił swej magicznej mocy, jedynie dodał mi trochę sił. Ale to nie sprawi, że wszyscy przeciwnicy zginą.
-Isaly, halo! – krzyknęła alfa wyrywając mnie z zamyślenia – to wojna, nie rozpraszaj się! Wiesz co zrobić z diamentem?
- Widziałaś już te silne wilki, walczące przeciw nam? – odparłam pytaniem na pytanie – One trzymają z Watahą Krwawego Pazura!
- Tak, są silne – powiedziała strapiona – nie wygramy zwyczajnie walcząc.
- Nie możemy się poddać. Nawet jeżeli będziemy ginąć, przyjmijmy te śmierć z honorem!
Moje słowa wyraźnie podniosły Nirvanę na duchu. Niestety, nie mogłyśmy dłużej rozmawiać, przeciwnicy znów zaatakowali. Nie udało im się jednak nas rozdzielić, otoczyli nas. Świetnie walczyło mi się z alfą. Gdy wróg atakował jedną od tyłu, druga od razu jej pomagała. W pewnej chwili jeden przeciwnik powalił mnie, i nawet wadera nie mogła mi pomóc. Już miał zadać ostateczny cios, gdy nagle kamień na mojej szyi zabłysnął, a wróg padł na ziemię bezwładny. Spojrzałyśmy na siebie z Nirvaną.
-Nie wiedziałam, że ma taką moc. – powiedziałam


< Nirwana?>

Od Dereka - (-.-)

Dopiero co było spoko, alfa mi wybaczyła, a tu jakaś pop*eprzona wojna -.- Czy oni sobie na chwile nie mogą dać spokoju? Usłyszałem okrzyki walki i nagle jakaś wadera wpadła do mojej jaskini. Co robiłem w jaskini? Nie ważne -.- Samica miała czarne futro i szmaragdowe oczy. Na sierści miała czerwone znaki? WTF?! Zamachnąłem się na nią lecz ona odskoczyła.
- Waderę zbijesz? - syknęła.
- Zbiję? Nigdy... Za zabije. - warknąłem zwalając ją z nóg ogonem. Potem zwinnie skoczyłam jej na plecy i wgryzłem się w tętnice. Postałem nad nią czekając, aż się wykrwawi. Gdy umarła kątek oka ujrzałem jakieś szczenie, które kryło się w krzakach. Jak najszybciej wybiegłem z jaskini wywalając po drodze jakieś wilki. I z WSK i WKP. Gdy byłem bliżej szczeniąt ktoś wgryzł mi się w brak. Odwróciłem głowę i kogo ujrzałem? Shile. Jej oczy były pełne gniewu i nienawiści.
- Debilko! Jestem z WSK! - warknąłem zdzielając ją gałęzią. Natychmiast puściła, a z jej głowy zaczęła kapać krew. Gdy chciałem skoczyć i ją zabić uciekła. Spojrzałem na szczeniaka i teraz zorientowałem się, że to Alyssa. Wadera były przerażona i splamiona krwią.
- Aly... Co ty tutaj robisz? Czemu nie jesteś z opiekunkami i gdzie Fressia? - zapytałem wchodząc w krzaki.

< Aly?>

Lana urodziła!


Axel




Shanti




Edward

Od Kely-"Moja Śmierć" i CD. historii Liona "Wojna"

Był dziś w miarę spokojny dzień.Poszłam nad wodospad umyć siei napić. Zastanawiałam się gdzie jest mój partner (Lion). Może znowu szykuje niespodziankę dla mnie.Ostatnio zabawa była super.Chodziłam sobie po lesie.Potem poszłam na plac główny.Była tam panika.Wszyscy krzyczeli "Wojna!Wojna się zaczęła!". Nie wiedziałam co robić.Zaczęłam szukać Liona,może on coś będzie wiedział.Nie mogłam go znaleźć.

~~Po długich poszukiwaniach~~

Wszyscy byli już gotowi do ataku.Ja nadal nie mogłam znaleźć Liona.Stanęłam w grupie naszych wilków,rozglądałam się dookoła.Nigdzie ani śladu Liona.Zaczęła się wojna.WKP (nasi przeciwnicy) wypuścili swoich towarzyszy,szkoda,że ja nie mam,ale Lion ma.Niedawno zdobył pięknego feniksa.Ja walczyłam bardziej mocami.Nadal ciągle się rozglądałam.Muszę go znaleźć.W końcu ujrzałam go.Walczył z jakimś innym wilkiem.Wilk był wielki i silny,Lin nie mógł dać sobie rady.Pobiegłam tam jak najszybciej.Rzuciłam się na wilka i zaczęliśmy walczyć z całych sił.Byłam tak wkurzona,że ledwo mnie powalał.Ja jednak zawsze wstałam.Musiałam obronić mojego partnera.Był ciężko ranny.Nagle wilk zadał taki wielki cios,że poleciałam daleko.Byłam taka słaba.Czułam,że umieram.wilk zbliżał się do Liona.Zamachnął łapą,ale ja w ostatniej chwili skoczyłam mu do gardła.Umarł...A ja padłam.Teraz był już mój koniec...Widziałam,że Lion wstał i podbiegł do mnie.Chwycił mnie i zaczął coś mówić,ja jednak nic nie słyszałam.Umarłam...

<Lion?>

Od Cattle - CD historii Nirvany

Obudziły mnie jakieś trzaski i krzyki. Jaskinia wręcz wibrowała od zgiełku. Wyjrzałam z niej. Nasza wataha walczyła z...No tak,to WKP. Od razu wiedziałam.
-Cattle! CATTLE! -usłyszałam jakieś krzyki. To Flora biegła do mnie.
-Już wiem. Wojna.
-Chodź,jesteśmy obrończyniami alf,pamiętasz?
Pokiwałam głową,ochlapałam się wodą z miseczki stojącej obok żeby się ocucić,i pobiegłam po mój plecak z najnowszym modelem skrzydeł (Przewidziałam WSZYSTKIE błędy jakie mogłam popełnić i udoskonaliłam je tak,by nic się nie stało...chyba),zaostrzonymi metalowymi bumerangami (do napędzania powietrzną falą,potrafią rozpędzić się do 180 km/h przy tym odcinając przeciętnemu wilkowi głowę) i bomby napełnione pyłem z...lepiej-nie-mówić niedźwiedzia. Wyszłam szybko z jaskini i momentalnie dogoniłam biegnącą Florę.
-Ok,słuchaj...Ty bierzesz Arsusa,ja Nirvanę. Po pół godziny zmieniamy się i tak w kółko. Jeżeli któraś z nas zemdleje,umrze lub będzie musiała się wycofać,druga z nas skupia się na obu alfach. Jeżeli któryś z alf będzie musiał się wycofać,to jeżeli zemdlał ocucamy go lub niesiemy do jaskini medyka,a jeżeli gdzieś odszedł to pomagamy drugiej bronić drugiej alfy. Jasne?
-Jak chcesz.-Flora pokiwała głową.
Gdy już dotarłyśmy na miejsce walki, rozdzieliłyśmy się-Flora momentalnie wypatrzyła Arsusa w tłumie,a ja musiałam się namęczyć,by znaleźć Nirvanę,która walczyła aktualnie z jakimiś basiorami. Na szczęście zanim do niej dotarłam, poradziła sobie. Od razu pozabijałam kilka wilków i doszłam do Nirvany.
-Jak tam?
-Dobrze,a u ciebie?
-Nieźle,pozabijałam z kilka wilków.
-Spoko.
I tak skończywszy rozmowę,odepchnęłam od Nirv trochę wilków,zabijając ich przedtem,niechcący (niechcący!) raniłam lekko Bloodspilla,celując w jakiegoś basiora który chciał go zaatakować (oczywiście zabiłam go),i walka toczyła się normalnie,aż...
Poczułam ból w kręgosłupie i upadłam na ziemię. Nie mogłam się poruszyć. Przygniatał mnie...Nie,to nie był wilk. To był jakiś super-duper-osiłkowaty-chodzący-na-siłownię-1025-razy-w-roku wilk. Obróciłam z trudem głowę,i zobaczyłam,że przygniata też Nirvanę. Próbowałam zadrapać i ugryźć jego łapę-udało się,ale nawet się nie poruszył.Ryknął tylko,i gdy miał już zadawać śmiertelny cios...Ktoś mnie odciągnął. Z trudem podniosłam się... To był Toboe. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Z drugiej strony był Arsus i Flora pomagający Nirvanie wstać.
-Nic ci nie jest?
-Nic,ale możliwe,że połamałam sobie kręgosłup.-zaśmiałam się gorzko.
Potem,łącząc siły z Florą,Arsusem,Nirvaną i Toboe'm,powaliliśmy wilka a ja używając Stalusi (chodzi o te bumerangi) raniłam mu śmiertelnie głowę (nie odcięłam całej,była zbyt gruba i mocna).
Wszyscy rozbiegli się,a ja już miałam dołączyć do Arsusa (była zmiana z Florą),gdy ktoś ranił mnie w bok. To była jakaś wielka pantera,prawdopodobnie towarzysz tamtego wilka. Machnęła swą wielką łapą i ja już leżałam na mchu. Nie miałam dostępu do skrzydeł-plecak spadł mi z grzbietu.Próbowałam uciec...Pantera przygniotła mnie swoją łapą,poczułam jak łamie mi kości...W końcu odeszła,a ja,leżałam.I czekałam. Zanim wykrwawiłam się dostatecznie,by umrzeć,ujrzałam jakiegoś brązowego wilka...
< Toboe,dokończ,umjeeeraaam :C >

Od Devil

Gdy się ocknęłam zobaczyłam pole bitwy. Nirv widać nad czymś rozmyślała. Nie miałam czasu spytać o co chodzi.
Pdbiegły do mnie cztery basiory. Ciężko było ich zniszczyć. Zabiłam jednego lecz pozostałych trzech nie dałam rady. Nagle za krzaków wyłoniła się wielka łapa.
- Co to do jasnej….- Powiedziały basiory ale nie zdążyły bo łapa złapała je i cisnęła daleko w może.
- Smaug.- Odparłam.
- No co ja nic nie robię.- Powiedział z uśmiechem na twarzy.
Walka trwała dopiero 3 godziny. Szczenięta z zachwytem patrzyły na wojnę. Chyba wolałabym żeby moje maleństwo było z nimi ale cóż walczy ze mną. Nagle na mnie skoczyła samica alfa z WKP. Praktycznie nie miałam szans ale jak by z pod ziemi wyskoczył duch Dynastii i wstąpił we mnie dzięki czemu samica została pozbawiona łapy. Wiele się jeszcze działo rzeczy lecz ja tego nie pamiętam. Smaug niecierpliwił się i coraz częściej wysiągał łapę lapiąc wilki i zjadając je.
Zaczęłam razem z Nirv walczyć z wilkami.
- Nie boisz się o swoje szczeniaki?- Spytała mnie Nirv.
- Może trochę ale przeżyję.- Odparłam.


< Ktoś dokończy?>

Od Liona - Wojna

Zdobyłem własnego towarzysza-Saphay.Feniks miał żywioł powietrza,co mam nadzieję przyda się podczas bitwy.A propos walki właśnie się tam wybierałem.Razem z innymi członkami watahy pędziłem na pole bitwy.Zaczęła się zacięta walka.Wszędzie krew,kości i wolę nawet nie wiedzieć co.Na razie mordowałem bez żadnych trudności.Tamta wataha była dużo słabsza.Nagle skoczył na mnie jakiś wielki basior.Zaśmiałem się w duszy.Kolejna ofiara.Więcej krwi.Więcej bólu.Sam nie wiedziałem skąd taki przypływ mocy.Zacząłem walkę z basiorem.Miał żywioł krwi.Zorientowałem się po paru minutach.Na początku prowadziłem,ale potem on ujawnił swoją prawdziwą moc.Przygwoździł mnie do ziemi.
-I co teraz?-zaśmiał się.
-Teraz to!-zrzuciłem co na ziemię.
Szybko zraniłem zdezorientowanego wilka i zatrułem jadem.Padł po kilku minutach.Potem szło gładko jak przedtem.Nie chciałem wywoływać Saphay.Zrobię to dopiero,gdy tamci się zmęczą.Nagle skoczyło na mnie pięć wilków.Dwie wadery i trzech basiorów.Zrozumiałem,że to już mój koniec.Nie poddawałem się mimo to.Nasza wataha musi wygrać,więc staram się zająć te wilki jak najdłużej.W końcu poczułem,że nie mam już więcej sił.Ich resztką osunąłem się na ziemię.Nagle usłyszałem odgłosy biegu.Jakiś wilk zabił moich oprawców.Próbował mnie ocucić.Jeszcze żyłem.Może mu się uda...Miałem wielką nadzieję,że tak...

< Kto dokończy?>

Od Nirvany - CD historii Arsusa

Byłam nie tyle zrozpaczona, co wściekła. Co chwila napadali na mnie dziesiątkami, a ja prawie nie dawałam już sobie rady. Właśnie walczyłam z siedmioma basiorami, kiedy Arsus załatwił jednego z nich i przybiegł mi po móc. Świetnie sobie radził i zabrał się za jednego z moich przeciwników.
- Jak ja nienawidzę takich szumowin - mruknął i przegryzł jednemu tchawicę.
- Świetnie Ci idzie, mój mruczusiu. - odparłam z tajemniczym uśmiechem i zrobiłam unik, gdyż jakaś wadera rzuciła we mnie kulą wody.
- I nawzajem. - powiedział Ars i pobiegł rozprawić się z daną waderą.
Wtedy rzuciłam się na wilka, który właśnie zaszedł mnie od tyłu. Zaczęłam z wielką agresją wgryzać się w jego kark. W tej chwili poczułam parzenie. Odwróciłam się i jeden z napastników użył swej mocy.
- Tak pogrywasz? - warknęłam.
Zamroziłam danemu wilkowi łapy i z pięści przyłożyłam mu w twarz, na co dwa następne wilki wytworzyły jakąś śmierdzącą substancję, niczym skunksy. Nie wytrzymałam i prawie, że bym zemdlała, kiedy to z pomocą przybiegła mi Isa. Otrząsnęłam się i podziękowałam jej skinieniem głowy. Miałam wielką chęć wypuścić Sailen z medalionu, jednak sądziłam, że jeszcze nie pora. Wojna trwała nadal...

<Ktoś dokończy?>

Od Arsusa - CD historii Nirvany

I jeszcze tylko tego nam brakowało!Szlag,ta cała WKP zaczyna działać mi na nerwy...
Nim wojna się zaczęła upewniłem się,że wszystkie szczeniaki i ciężarne wadery są bezpieczne.Wyjątkiem była Emi,która była przeniesiona w inne miejsce.Nadal byłą słaba a do tego ta ciąża...Na szczęście ktoś zgłosił się do bycia strażnikiem mojej siostry.Tym kimś była Hope.
-Dasz radę?-spytałem się niespokojnie bojąc się o jej bezpieczeństwo.
-Nie martw się Ars.Nikogo z wrogów nie dopuszczę do mojej przyjaciółki,bądź o to spokojny.A teraz idź walczyć-uśmiechnęła się uspokajająco.
Miałem nadzieję,że wszystko pójdzie dobrze...
Kiedy już zaczęło się piekło na ziemi nikt nie szczędził sił.Osobiście zająłem się kilkoma basiorami,którzy prawie zabili jednego z naszych.
-A ty śmieciu co tu szukasz?-spytał się jeden z basiorów który zaszedł mnie od tyłu.
-Fu** dla ciebie i przywitaj się ze śmiercią-powiedziałem ze śmiercionośnym uśmiechem.Po chwili zająłem się ogniem który żywcem spalił tego wroga.Ruszyłem do dalszego ataku,gdyby nie to,że zobaczyłem jak jeden z WKP zakradał się do Nirvany przemienionej w czarną postać.Ta z kolei walczyła z kilkoma na raz basiorami.Bez zastanowienia skoczyłem na tego zakradającego się i walnąłem go kolejnym groźnym atakiem by po chwili basior skonał w męczarniach.Stanąłem obok mojej partnerki i pomogłem jej powalić następnych.
-Jak ja nienawidzę takich szumowin-mruknąłem gdy przegryzłem jednemu tchawicę.

< Nirvana a ty?>

Od Devil - Wojna

Walka była zacięta. Próbowałam zabić większość wilków z WKP ale to było bardzo trudne. Po pierwsze byłam w ciąży. Po drugie cholernie bałam się o mojego malucha. W końcu opadłam z sił. Na szczęście Smaug to zauważył i wyciągnął swą długą łapę i odlecieliśmy w bezpieczne miejsce.
- Devil nie możesz walczyć. Polecimy do mojej jaskini i tam cię zostawię. Podlece też po opiekunki ze szczeniętami.- Powiedział Smaug.
- NIE! JA CHCĘ WALCZYĆ!- Zawyłam.
- No dobrze ale pod warunkiem.- Powiedział Smaug.
- Pod jakim?
-Pod takim, że Mrozu i Kaliki będą blisko ciebie i w razie co zawyją po mnie.- Odparł Smaug.
- No dobrze.- Powiedziałam z niechęcią.

Walka u boku Mroza i Kaliki nie była taka zła. Choć w końcu Kaliki odciągnęła jakaś wadera i zaczęła się z nią gryźć a Mroza odciągnął basior. Zostałam sama. Tylko ja i szczeniak. Nagle na mnie rzucił się basior z trzy razy większy niż ja i już miał mnie ugryźć kiedy….pnącza z kolcami wyskoczyły z ziemi i tak go ścisnęły, że aż pękł.
- O fu!- Skrzywiłam się.
- Nic ci nie jest?!- Spytał mnie Mrozu.
- Nic. Ja mam przecież moce!- Zawyłam i ruszyłam na przód.
Kosiłam wszystkie wilki które stały mi na drodze. Byłam niczym kosiarka! Ale każda chwila kiedyś się skończy. Jeden wilk tak mocno wgryzł mi się w kark, że aż padłam. Przed mną stanęła wadera. Ale to był jej duch. Ja wiedziałam co to za wadera. To była Dynastia moja siostra! Gdy rodzina mnie porzuciła tylko ona została ze mną. To ona uratowała mi życie. W końcu zamknęłam oczy i …zasnęłam. Ale nie snem wiecznym.

Od Grami - Dlaczego? Dlaczego właśnie MY?

Od rozpoczęcia wojny minęły 2 godziny. Nirvana walczyła z trzema basiorami. Nagle przeprowadziła transformację. Zamieniła się w czarną postać. Basiory od niej uciekły, klnąc. Jednak 3 wilki to nie to samo, co cała armia! Wszyscy zawzięcie walczyli. Ja też, pomimo tego, że dorosła jeszcze w pełni nie byłam. Kiedy właśnie wzięłam się za jakiegoś słabego basiora, w szyi poczułam przeszywający ból. Nic już z tej chwili nie pamiętałam. Obudziłam się w jakiejś jaskini. Obok mnie nikogo nie było. Natychmiast skoczyłam na równe łapy i pobiegłam na pole bitwy. Część wrogów została wytępiona, jednak to i tak za mało. Nasza wataha się nie poddawała. Nie widziałam towarzyszy, co znaczyło, że wrogowie są w pełni sił. Stałam na wejściu do jaskini. Patrzyłam, myślałam... Myślałam o tym wszystkim,o tym, co złe. Nie chciałam, jednak te myśli wciąż atakowały mój umysł. Byłam wściekła! Nagle poczułam się gorzej. Upadłam, nie mogłam wstać. Po chwili poczułam przypływ energii. Nie chciałam wstać, ale to zrobiłam. Ktoś mną poruszał, ale to nie byłam ja. Ten ''ktoś'' kazał mi rzucić się na Ofhę. Czy to zrobiłam? Tak! Nie chciałam tego. Z całych moich sił wyrywałam się z niewoli tego ''kogoś''. To nie było jednak w granicach moich możliwości. Przedarłam się przez wojowników, przez pole bitwy. Ofha stał na końcu, chihiocząc. ''Ktoś'' rzucił mnie na niego. W tej samej chwili odzyskałam władzę nad sobą. Ofha wstał, otrzepał się i próbował mnie zabić. Tak... Dla przyjemności. Ja jednak się odsunęłam, a on.. Nieestetycznie mówiąc, palnął o ziemię. Był wściekły. Ja podobnie. I tu zaczęła się walka. Ja gryzłam go, on gryzł mnie. Nagle runęłam na ziemię. On się na mnie rzucił, ale w pół skoku się zatrzymał i spadł. Zawył. Ktoś musiał go postrzelić. Szkoda, że go nie zabił. Ofha mimo ran nadal ruszał się jakby ich nie miał.
Kto zranił Ofhę? Kto mną poruszał?
\ /
\ /
\ /
\ /
\ /
\ /
James?
<Dokończysz, James?>

Od Devil

Kaliki i ja leciałyśmy na Smaugu. Ani ja ani Kaliki nie wiedziałyśmy dokąd leci Smaug. W końcu wylądował w jaskini wypełnionej…..Złotem! Szmaragdy, złoto i rubiny walały się po podłodze. Ba! Podłogi Ne było widać.
-Tu jest jak w raju!- Zawyła Kaliki.
- No.- Odparłam bo tylko to przychodziło mi na myśl.
- Wezmę tylko sakiewkę złota i szmaragdów.- odparł Smaug- A to dla ciebie Devil.
Smaug dał mi skrzynkę z eliksirami. To były eliksiry: życia wiecznego, wskrzeszenia, skracania ciąży i eliksir dzięki czemu mogłam mieć swoje małe puchate kuleczki!
- Ja…ja nie wiem co powiedzieć?- Wyjąkałam.
- Nic nie mów. Umówmy się, ze ja będę takim umownym bocianem.- Odparł Smaug puszczając do mnie oko.
Zaśmiałam się dosyć głośno.
- A to dla Kaliki.- Powiedział Smaug dając jej piękny pierścionek z wielgaśnym brylantem.
- Ja…ja….eyy…Dziękuję.- Odparła Kaliki.
- Dobra dziewczyny wsiadamy. Lecimy do watahy.- Zaryczał Smaug.
Lot zajął nam jakieś 2 do 3 godzin. Wataha najwyraźniej spała. Lecz niektóre wilki plątały się w te i we wtem. To byli wojownicy.
- Devil Kaliki! Tu jesteście!- Krzyknął Mrozu i dał mi buziak.
- Nic nam nie jest. I mam smoka.- Odparłam pokazując Smauga.
- Przepiękny.- Powiedział Mrozu.
- Dziękuje.- Zaryczał Smaug.
- No dziewczyny idźcie spać.- Odrzekł Mrozu.
- Dobra. Idziemy do mojej jaskini?- Spytałam.
- Tak.- Zawył Mrozu.
Idąc spać u boku Mroza myślałam o maluchu. A jeśli i Smaug pożre mojego szczeniak! Nie na pewno nie.