piątek, 29 marca 2013

Od Cattle - CD historii Nirvany

Obudziły mnie jakieś trzaski i krzyki. Jaskinia wręcz wibrowała od zgiełku. Wyjrzałam z niej. Nasza wataha walczyła z...No tak,to WKP. Od razu wiedziałam.
-Cattle! CATTLE! -usłyszałam jakieś krzyki. To Flora biegła do mnie.
-Już wiem. Wojna.
-Chodź,jesteśmy obrończyniami alf,pamiętasz?
Pokiwałam głową,ochlapałam się wodą z miseczki stojącej obok żeby się ocucić,i pobiegłam po mój plecak z najnowszym modelem skrzydeł (Przewidziałam WSZYSTKIE błędy jakie mogłam popełnić i udoskonaliłam je tak,by nic się nie stało...chyba),zaostrzonymi metalowymi bumerangami (do napędzania powietrzną falą,potrafią rozpędzić się do 180 km/h przy tym odcinając przeciętnemu wilkowi głowę) i bomby napełnione pyłem z...lepiej-nie-mówić niedźwiedzia. Wyszłam szybko z jaskini i momentalnie dogoniłam biegnącą Florę.
-Ok,słuchaj...Ty bierzesz Arsusa,ja Nirvanę. Po pół godziny zmieniamy się i tak w kółko. Jeżeli któraś z nas zemdleje,umrze lub będzie musiała się wycofać,druga z nas skupia się na obu alfach. Jeżeli któryś z alf będzie musiał się wycofać,to jeżeli zemdlał ocucamy go lub niesiemy do jaskini medyka,a jeżeli gdzieś odszedł to pomagamy drugiej bronić drugiej alfy. Jasne?
-Jak chcesz.-Flora pokiwała głową.
Gdy już dotarłyśmy na miejsce walki, rozdzieliłyśmy się-Flora momentalnie wypatrzyła Arsusa w tłumie,a ja musiałam się namęczyć,by znaleźć Nirvanę,która walczyła aktualnie z jakimiś basiorami. Na szczęście zanim do niej dotarłam, poradziła sobie. Od razu pozabijałam kilka wilków i doszłam do Nirvany.
-Jak tam?
-Dobrze,a u ciebie?
-Nieźle,pozabijałam z kilka wilków.
-Spoko.
I tak skończywszy rozmowę,odepchnęłam od Nirv trochę wilków,zabijając ich przedtem,niechcący (niechcący!) raniłam lekko Bloodspilla,celując w jakiegoś basiora który chciał go zaatakować (oczywiście zabiłam go),i walka toczyła się normalnie,aż...
Poczułam ból w kręgosłupie i upadłam na ziemię. Nie mogłam się poruszyć. Przygniatał mnie...Nie,to nie był wilk. To był jakiś super-duper-osiłkowaty-chodzący-na-siłownię-1025-razy-w-roku wilk. Obróciłam z trudem głowę,i zobaczyłam,że przygniata też Nirvanę. Próbowałam zadrapać i ugryźć jego łapę-udało się,ale nawet się nie poruszył.Ryknął tylko,i gdy miał już zadawać śmiertelny cios...Ktoś mnie odciągnął. Z trudem podniosłam się... To był Toboe. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie. Z drugiej strony był Arsus i Flora pomagający Nirvanie wstać.
-Nic ci nie jest?
-Nic,ale możliwe,że połamałam sobie kręgosłup.-zaśmiałam się gorzko.
Potem,łącząc siły z Florą,Arsusem,Nirvaną i Toboe'm,powaliliśmy wilka a ja używając Stalusi (chodzi o te bumerangi) raniłam mu śmiertelnie głowę (nie odcięłam całej,była zbyt gruba i mocna).
Wszyscy rozbiegli się,a ja już miałam dołączyć do Arsusa (była zmiana z Florą),gdy ktoś ranił mnie w bok. To była jakaś wielka pantera,prawdopodobnie towarzysz tamtego wilka. Machnęła swą wielką łapą i ja już leżałam na mchu. Nie miałam dostępu do skrzydeł-plecak spadł mi z grzbietu.Próbowałam uciec...Pantera przygniotła mnie swoją łapą,poczułam jak łamie mi kości...W końcu odeszła,a ja,leżałam.I czekałam. Zanim wykrwawiłam się dostatecznie,by umrzeć,ujrzałam jakiegoś brązowego wilka...
< Toboe,dokończ,umjeeeraaam :C >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz