Razem z Trevlight'em poszłam na pole bitwy. Zauważyłam jedną z młodych wader, która ledwo stała na nogach. Przed chwilą powaliła jednego basiora z WKP. Podbiegłam do niej i od razu odgoniłam kolejnych napastników. Pomogłam jej schować się w krzakach, a innemu wilkowi kazałam pomóc jej dotrzeć do WSK. Trev w tym czasie zdążył znaleźć już sobie przeciwnika, czarno-zielonego basiora. Gdy przyglądałam się tej walce, skoczyła na mnie silna wadera. Była chyba 2 razy większa ode mnie xP Po długim czasie zmagań z nią, gdy obie byłyśmy już zmęczone, jej z pomocą nadeszły dwie wadery. Jedna purpurowa z dużą i świeżą blizną pod okiem, a druga granatowa z szarymi kropkami na ciele. Uśmiechając się złośliwie otoczyły mnie i powiedziały:
-Moja droga, z nami nie wygrasz. Ostatnie słowo?
Patrzyłam na nie z nienawiścią. Nie mogę osierocić Fressi i Alyssy! Nagle dwie z nich powalił znany mi basior. To był Trev!
-Dzięki - wyszeptałam i zajęłam się ostatnią. Pokonaliśmy je po paru minutach. Zadowoleny basior podszedł do mnie a ja go uściskałam.
-Dziękuję jeszcze raz! Gdyby nie ty moje dzieci zostałyby w połowie sierotami!
-Masz dzieci?-spytał zdumiony.
-Mam partnera, Lucasa. Niedawno urodziłam dwie waderki - Alyssęi Fressię. Uważaj!
W tym momencie na Trevlight'a skoczył krwistoczerwony basior więc nie byłam w stanie określić czy jest we krwi xP. Ja również szybko znalazłam sobie zajęcie. Cieszę się, że Trev dołączył do watahy. Szkoda, że w takim momencie.Po wojnie zapoznam go z rodziną i przyjaciółmi : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz