Zaczęliśmy biec przez tereny watahy. Ciągle chciałem znaleźć pewne miejsce. Jednak pomyliłem kierunki i wraz z Fredem wylądowaliśmy koło jakiejś rzeki. Ta rzeka była wyjątkowo niebezpieczna. Wszędzie ostre skały, w dodatku prąd dość silny....
-Chyba trzeba było skręcić w lewo-odezwał się ktoś. -Fred, to ty?-spytałem. -Nie... A ty?-odpowiedział pytaniem na pytanie. Odwróciliśmy się. Za nami była jakaś wadera, wyglądała dziwnie... Nagle mnie oświeciło... -Fenna?-spytałem zdziwiony. -No, jeszcze poznajesz... -odpowiedziała wrogo. -Czekaj, co ty tu...-nie dokończył brat. -CICHO!-wrzasnęła. Odepchnęła go na skałę siłą woli. Spojrzała znów na mnie. -Myślałem że już nie żyjesz...-powiedziałem oschle. -A ja myślałam że już na zawsze zostaniesz sam... A tu proszę... Partnerka, dwójka dzieci... Super rodzinka, nie ma co... -A ty co?? Mało Ci było tamtego partnera? -On nie żyje, jakbyś nie wiedział... -Wiem... I bardzo się z tego cieszę...-powiedziałem z uśmieszkiem. << Fred?>> | |||||||||||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz