Siedziałam wystraszona w krzakach. Miałam zamiar odwrócić uwagę wrogów od naszych, ale niestety dorobiłam się tym sposobem tylko rany na łapie. Byłam poplamiona krwią, większość nie była moja. Uciekłam od innych szczeniaków, w tym Fressi, i opiekunek bo chciałam pomóc. Ale ja oczywiście robię tylko kłopoty... Nagle zauważyłam pana Dereka. Zmierzał w moją stronę, widziałam jak bije się z innymi. On również był we krwi, choć nie zauważyłam by był ranny.
- Aly... Co ty tutaj robisz? Czemu nie jesteś z opiekunkami i gdzie Fressia? - zapytał wchodząc w krzaki. -No bo... Chciałam pomóc. Jeden pan uderzył mnie w łapę - pokazałam ranę i basiora który to zrobił - Fressia jest chyba z nimi. -Chyba? -Chyba... Może też poszła. Wszystkim szczeniakom się nudziło. Pan Derek nakazał mi siedzieć cicho w krzakach i lepiej się schować. Uklękłam, ale potem wyjrzałam lekko i zauważyłam jak pan Derek podchodzi ostrożnie do basiora, który mnie zranił. Gdy ten się odwrócił, dosłownie wyleciał w powietrze. Po tym co zobaczyłam szybko ponownie schowałam się w krzaki. Pan Derek znów przyszedł i wziął mnie na plecy. Zaczął biec. -Muszę oddać cię opiekunkom. -Proszę, nie.. Proszę pana, naprawdę nie chcę! -Nie mów na mnie "pan". A poza tym musisz. Chcesz znowu oberwać? -Nie... Au - powiedziałam bo łapka mnie zabolała. -Najpierw pójdziemy do medyków. W jaskini lekarzy przyjęła mnie bardzo miła pani, miała na imię Youka. -Wiesz malutka, widziałam jak się urodziłaś. Trochę urosłaś. Pan, to znaczy Derek niecierpliwił się i gdy pani Youka mnie opatrzyła, natychmiast powiedział: -Idziemy. Musisz iść do opiekunek, bo nie ma się kto tobą zająć. Wszyscy muszą walczyć. -Mama i tata też walczą?-spytałam bojąc się o nich. -Raczej bronią słabszych. Przez całą drogę zadawałam Derekowi wiele pytań i prosiłam, by nie oddawał mnie opiekunkom. Już przy ich jaskini, spojrzałam na niego z minką "bezdomnego psiaka". -Mogę iść z tobą, prawda??? < Derek, ulegniesz mi? :3> | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz