Tata Carly zaczął nam opowiadać o co chodziło.
- Ale... Przecież to nic nie znaczy.- zaoponowałem
Basior uśmiechnął się smutno i powiedział:
- Idźcie, już do siebie.
Popatrzyłem na Carly, a ona skinęła głową. Wstaliśmy i wyszliśmy. W głowie kłębiły mi się myśli dotyczące rodziców Szarotki i ich rozstania. Carly miała wilgotne oczy, objąłem ją i zacząłem pocieszać. Niezbyt mi to wychodziło, przecież sam byłem w nienajlepszym nastroju. W końcu przyszliśmy do jaskini, wadera położyła się na kanapie i smutnym wzrokiem patrzyła w dal. Nastała cisza...
(Po chwili ciszy)
- Carly...-wadera popatrzyła się na mnie- Obiecasz mi, że nigdy tak mi nie zrobisz?
- Tak.- wyszeptała
- Ale ty mi obiecaj to samo.- dodała
- Obiecuję.
Nastał już wieczór i poszliśmy spać.
(Nazajutrz)
Obudziłem się, a Szarotka już nie spała, coś tam robiła w kuchni. Podszedłem do niej i cmoknąłem ją w policzek. Ona uśmiechnęła się i odwzajemniła pocałunek. Po śniadaniu, które razem zjedliśmy zapytałem:
- To jakie imię chcesz dać naszym szczeniakom?
>>Carly, dokończ<<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz