czwartek, 25 kwietnia 2013

Od Skayres - To był błąd... - cz. 4

Od kłótni z Bremu minęło już kilka dni. Camelle jest do mnie zrażona, Mergolio zaś zachowuje się, jakby nigdy nic. Mała wadera nie może jednak gniewać się na mnie wieczność. Prędzej czy później musiałaby się dowiedzieć, nie rozumiem więc skąd te pretensje mojego partnera. Około południa postanowiłam się przejść. Chciałam pobyć sama, wszystko przemyśleć, a potem wytłumaczyć Camelle. Pobiegłam więc nad jezioro. Gdy byłam na miejscu, uniosłam się do góry i poleciałam za wodospad, na skałę. Lubiłam przebywać w takich miejscach. Miałam pewność, że nikt mnie tam nie znajdzie, mogłam wszystko w spokoju przemyśleć i nad wszystkim się zastanowić, a otaczająca mnie flora znacznie relaksowała i uspokajała. Położyłam się na plecach i obserwowałam kapiącą wodę. W pewnej chwili usłyszałam szmer. Nastawiłam uszy, jednak nie wstawałam. Po pewnym czasie odgłosy były coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Nie zważałam na to. W końcu jednak przez dany szmer nie mogłam się skoncentrować, podniosłam się więc i zaczęłam rozglądać. Na początku nic szczególnego nie zauważyłam, ale po chwili rzuciła mi się w oczy znajoma sylwetka. O dziwo, zauważyłam Jamesa, który wylegiwał się na skale, położonej kilka metrów dalej. Chciałam do niego podejść, przez przypadek jednak popchnęłam kawałek ułamanej skały, przez co basior mnie zauważył i momentalnie zniknął.

Dziwnie się poczułam. Postanowiłam jednak, że i ja sobie pójdę. Szybko przeteleportowałam się na Teren Główny watahy. Podbiegłam do jaskini, w której obecnie mieszkam. Miałam do niej wejść, jednak usłyszałam rozmowę. Nigdy nie podsłuchiwałam... Nie lubiłam podsłuchiwać. Sądzę, że to naruszanie czyjejś prywatności, tym razem jednak za bardzo mnie kusiło. Przystawiłam ucho do ściany i zaczęłam uważnie słuchać. Po tonie głosu, mogłam wywnioskować, że dialogi prowadzone są przez Brema i Camelle.
- Nie możesz! - krzyczała wadera, która wprawdzie była szczeniakiem. Zdziwiła mnie ta kłótnia.
- Mogę. Jestem twoim ojcem. - Bremu mówił stanowczym tonem.
- Nie jesteś! Akurat mój ojciec nie żyje!
- Nie żyje, więc teraz ja nim jestem.
- Wszystko jedno. Mama może i ukrywała to przede mną, ale wiem, że jej w tym pomogłeś! - te słowa zdołowały mnie do końca. Słuchałam dalej.
- Cami, proszę, nie wtrącaj się w moje sprawy prywatne.
- To nie są tylko twoje sprawy! Tu chodzi o moją mamę!
- Twoją mamę? - spytał ironicznie. - Odkąd mówisz do niej ''mamo''? Zawsze zwracałaś się do niej po imieniu, a teraz co?
- Teraz wszystko się zmienia. - warknęła.
- Daj spokój. Nie zmienisz mojej decyzji.
Po tych słowach Bremu skierował się do wyjścia, a ja szybko zrobiłam się niewidzialna. Basior wyszedł z jaskini, ja zaś zajrzałam do środka. Camelle siedziała w kącie, ze skrzyżowanymi łapami, jakby była obrażona. Sama nie wiem, co o tym myśleć. Po tej rozmowie mogłam wywnioskować tylko jedno... Czy to już koniec?

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz