Od dnia, kiedy podsłuchałam rozmowę Brema i Camelle minęło już trochę czasu. Starałam się sobie wmawiać, że to wszystko nie prawda. Na szczęście moja przybrana córka znów zaczęła się do mnie przytulać, a mój partner, z którym byłam skłócona coraz częściej ze mną rozmawiał. Wszystko zaczęło się układać. Był już dokładnie wieczór, kiedy cała nasza czwórka opowiadała sobie nawzajem historyjki przed snem. Na naszych twarzach było widać roześmiane buzie. W końcu Mergolio zaczął swoją historię.
- Za górami, za lasami, za jeziorami, morzami, oceanami i rzekami... - mówił. -... żyła sobie szczęśliwa rodzina wilków. Szczęśliwa, ale do czasu. Pewnego dnia tata wilk zaczął się dziwne zachowywać, a potem...
Byłam uważnie wsłuchana, zresztą jak każdy. Na początku strasznie podobało mi się opowiadanie syna, później jednak zaczęło mnie nudzić. Błądziłam więc wzrokiem po ścianach jaskini, udając, że słucham. Wtem coś przebiegło przed naszą jaskinią. Coś? A może ktoś? Siedziałam w miejscu przez kilka minut, jednak ciekawość strasznie mnie kusiła. Nie wytrzymałam.
- Słuchajcie, ja na chwilkę wyjdę, ale zaraz wrócę, dobrze? - spytałam, przerywając Mergoliowi.
- Jasne, jasne. - szepnęła Cami.
Wstałam i na paluszkach wyszłam z jaskini, by zbytnio nie przeszkadzać reszcie. Nie wiadomo czemu, nie wiadomo po co, ruszyłam przed siebie szukając tego, co wcześniej widziałam. Szelest liści, świergot ptaków i własne kroki, to jedyne, co w tej chwili słyszałam. Na niebie był już księżyc, kształtu rogala i kilka pojedynczych, malutkich gwiazdek. W powietrzu unosił się zapach ostatnich już kwiatów, na dworze było coraz zimniej. Fakt, niedługo nadejdzie zima. Szłam rozkojarzona, wpatrzona w otoczenie, rozmyślając, zastanawiając się nad życiem, zapominając, po co tak właściwie wyszłam, aż nagle... Bum! Zderzyłam się z kimś. Otrząsnęłam się, a ten ktoś podał mi łapę. Wstałam i otrzepałam się.
- Ojej, przepraszam. - powiedziałam.
Spojrzałam się na tajemniczą postać. Okazało się, że to był... Tak, James! Oboje spojrzeliśmy sobie w oczy, mocno się rumieniąc. Ja nawet lekko się uśmiechnęłam. Magiczne poczułam się w tej dziwnej chwili. Jakby cały świat dookoła przestał istnieć, a tylko nasza dwójka, wpatrzona w siebie, istniała i bujała w obłokach. Miałam ochotę się zbliżyć i... Co ja wygaduję, mam przecież partnera. Jednak w tej chwili... W tej chwili stało się to mało ważne. Powoli wyciągnęłam łapę ku Jamesowi, on niestety się oddalił.
- Zapomnij o tym. - szepnął i odwracając głowę, po prostu zniknął.
Zostałam sama. Stałam w tym miejscu jeszcze kilka minut, patrząc przed siebie, wyobrażając sobie, że ten wilk wciąż tu stoi, że to wszystko, to całe wydarzenie jeszcze trwa.
Po pewnym czasie wreszcie się ocknęłam. Dotarło do mnie, co tak właściwie się stało. Co właśnie straciłam, a co mogłam zyskać. Co lub kogo... Gdybym żyła, pewnie bym się rozpłakała. Jako, że nie mogłam, po prostu usiadłam i obserwowałam niebo, marząc i rozmyślając. Usłyszałam kroki. Nie miałam ochoty na spotkania, tak więc stałam się niewidzialna.
- Widzę Cię. - usłyszałam głos Brema.
Westchnęłam i zdjęłam osłonkę niewidzialności, po czym zmaterializowałam się. Basior podszedł do mnie i czule mnie objął, delikatnie przy tym mną kołysając. Wymusiłam uśmiech i położyłam głowę na jego ramieniu, a on troskliwie począł całować mnie po szyi.
- Dzieci śpią? - spytałam po chwili.
- Jak zabite. - odparł.
- Kiedy usnęły?
- A czy to ważne? Mamy teraz czas dla siebie. - mruknął.
Wcale nie miałam na to ochoty, jednak mimo wszystko zgadzałam się na pieszczoty. Bremu szeptał mi do ucha, całował mnie. Wtedy właśnie przypomniała mi się jego rozmowa z Camelle, jak i spotkanie z Jamesem. Obie te myśli nie dawały mi spokoju. Lekko odepchnęłam basiora.
- Ej, co się stało? - spytał tracąc humor.
- Bremu... Ale szczerze... - westchnęłam. - Chcesz ze mną zerwać?
- Co? Skąd ten pomysł! - zaśmiał się i ponownie mnie objął.
- Ale ja... Ja chyba... - jąkałam.
- Co ty?
- Ja chyba chcę... - powiedziałam szybko i zamilkłam.
- Słucham? Rzucasz mnie?! - krzyknął.
Odeszłam kilka kroków od basiora i przygryzłam wargę, po czym pokiwałam twierdząco głową.
- Nie rozumiem... Dlaczego?!
- No chociażby dlatego, że ja już nic do Ciebie nie czuję. - mówiłam pewnym głosem. - Nie chcę już być matką Camelle i Mergolia, chcę, by Nirvana, Saphira, Diego i Asesino mi wybaczyli i żeby... Żeby... - tutaj leciutko się uśmiechnęłam.
- No co?!
- Żeby James ze mną był... - szepnęłam. - Chcę, by było tak, jak dawniej. By było tak, jak wtedy, zanim popełniłam ten błąd i się z tobą związałam.
- Idiotko! Rzucasz mnie dla takiej cioty?! - warknął. Jego oczy były pełne złości. - Pożałujesz tego, zobaczysz!
Bremu podszedł do mnie i podniósł łapę, jakby chciał mnie uderzyć, popatrzył mi w oczy, opuścił ją i odbiegł... W ten właśnie sposób straciłam partnera, jednak nie żałuję. Teraz mam tylko dwa marzenia - odzyskać basiora, którego na prawdę kocham i zdobyć wybaczenie dzieci. Czy mi się uda?
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz