- Nirvana! - zawołał biegnąc.
- Co? - zapytała zaniepokojona, wstając z łóżka.
- Shine, ktoś ją za hipnotyzował!- krzyczał.
- Chodźmy do niej!- zawołałam.
Wybiegliśmy z jaskini, jednak przed nią się zatrzymałam. Stwierdziłam, że o wiele lepiej byłoby pójść po egzorcystę, który zna się na takich sprawach. Poza tym... Ja mam wszystkiego dość. Będę tam zbędna.
- Czemu nie idziesz?! - pytał coraz bardziej poddenerwowany basior.
- Ja tam nic nie wskóram. Chodźmy po ReZi'ego, tak będzie najlepiej. - zaproponowałam.
- Dobrze, byle szybko!
Tak, jak mówiłam, poszliśmy do egzorcysty. Na szczęście siedział w jaskini. Wytłumaczyliśmy mu wszystko, po czym dwa wilki pobiegli do Shine, ja zaś udałam się do siebie. Dwa kroki przed swoją jaskinią uświadomiłam sobie, że nie zrobiłam obchodu watahy. Westchnęłam więc głośno i ruszyłam przed siebie.
W lesie, kilka metrów przed wodospadem, natchnęłam się na jakiegoś nieznanego mi wilka. W pewnym sensie się ucieszyłam, bo mogłoby to znaczyć, że mamy nowego członka w watasze.
- Przepraszam... - wycedziłem przez zęby.
- Nic się nie stało... - odpowiedziałam. - Nirvana. - odparłam podając mu łapę.
- Watcher... - powiedział niepewnie.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Chodzę bez większego sensu. - przewrócił oczami. - A co? To twoje tereny?
- Tak się składa, że to są moje tereny. Jestem alfą Watahy Srebrnego Księżyca.
- A... Może szukacie nowych członków?
- Chcesz dołączyć? - uśmiechnęłam się.
- No, tak...
- To świetnie. - zamerdałam ogonem. - Chodź, przydzielę Ci jaskinię.
Watcher posłusznie poszedł za mną. Na szczęście, po chwili spotkaliśmy Ryana, czyli oprowadzającego. Poprosiłam go, by oprowadził nowego członka watahy i przydzielił mu jaskinię.
Gdy już i to miałam z głowy, wreszcie miałam iść się położyć, usnąć i zapomnieć o wszystkim, kiedy to zatrzymały mnie przeraźliwe krzyki. Zaczęłam się rozglądać. I co? Na niebie wielkie tornado... Tornado? No błagam. I czego oni się boją. Gdy dotarłam na Teren Główny watahy, wszyscy siedzieli skuleni w jednym pomieszczeniu. Trąba powietrzna coraz bardziej się do nas zbliżała. Ja zaśmiałam się lekko, odwróciłam się na poduszeczce i używając żywiołu powietrza, zwinnie pozbyłam się zagrożenia. Wprawdzie nie udało mi się zniszczyć tornada, ale odpędziłam je daleko od terenów watahy. Przerażone wilki wyszły ze schronu.
- Jesteście śmieszni. - odezwałam się. - Czym jesteśmy? Magicznymi wilkami do cholery! No właśnie, magicznymi. Ruszcie głową. Jestem pewna, że w watasze jest wiele wilków z żywiołem powietrza.
Po tych słowach wreszcie z dumnie wypiętą piersią wróciłam do jaskini i kładąc się na łóżku, usnęłam.
Wybiegliśmy z jaskini, jednak przed nią się zatrzymałam. Stwierdziłam, że o wiele lepiej byłoby pójść po egzorcystę, który zna się na takich sprawach. Poza tym... Ja mam wszystkiego dość. Będę tam zbędna.
- Czemu nie idziesz?! - pytał coraz bardziej poddenerwowany basior.
- Ja tam nic nie wskóram. Chodźmy po ReZi'ego, tak będzie najlepiej. - zaproponowałam.
- Dobrze, byle szybko!
Tak, jak mówiłam, poszliśmy do egzorcysty. Na szczęście siedział w jaskini. Wytłumaczyliśmy mu wszystko, po czym dwa wilki pobiegli do Shine, ja zaś udałam się do siebie. Dwa kroki przed swoją jaskinią uświadomiłam sobie, że nie zrobiłam obchodu watahy. Westchnęłam więc głośno i ruszyłam przed siebie.
W lesie, kilka metrów przed wodospadem, natchnęłam się na jakiegoś nieznanego mi wilka. W pewnym sensie się ucieszyłam, bo mogłoby to znaczyć, że mamy nowego członka w watasze.
- Przepraszam... - wycedziłem przez zęby.
- Nic się nie stało... - odpowiedziałam. - Nirvana. - odparłam podając mu łapę.
- Watcher... - powiedział niepewnie.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Chodzę bez większego sensu. - przewrócił oczami. - A co? To twoje tereny?
- Tak się składa, że to są moje tereny. Jestem alfą Watahy Srebrnego Księżyca.
- A... Może szukacie nowych członków?
- Chcesz dołączyć? - uśmiechnęłam się.
- No, tak...
- To świetnie. - zamerdałam ogonem. - Chodź, przydzielę Ci jaskinię.
Watcher posłusznie poszedł za mną. Na szczęście, po chwili spotkaliśmy Ryana, czyli oprowadzającego. Poprosiłam go, by oprowadził nowego członka watahy i przydzielił mu jaskinię.
Gdy już i to miałam z głowy, wreszcie miałam iść się położyć, usnąć i zapomnieć o wszystkim, kiedy to zatrzymały mnie przeraźliwe krzyki. Zaczęłam się rozglądać. I co? Na niebie wielkie tornado... Tornado? No błagam. I czego oni się boją. Gdy dotarłam na Teren Główny watahy, wszyscy siedzieli skuleni w jednym pomieszczeniu. Trąba powietrzna coraz bardziej się do nas zbliżała. Ja zaśmiałam się lekko, odwróciłam się na poduszeczce i używając żywiołu powietrza, zwinnie pozbyłam się zagrożenia. Wprawdzie nie udało mi się zniszczyć tornada, ale odpędziłam je daleko od terenów watahy. Przerażone wilki wyszły ze schronu.
- Jesteście śmieszni. - odezwałam się. - Czym jesteśmy? Magicznymi wilkami do cholery! No właśnie, magicznymi. Ruszcie głową. Jestem pewna, że w watasze jest wiele wilków z żywiołem powietrza.
Po tych słowach wreszcie z dumnie wypiętą piersią wróciłam do jaskini i kładąc się na łóżku, usnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz