Spacerowałem sobie po terenach watahy. Szedłem z opuszczoną głową, nie zwracając uwagi na to czy ktoś przede mną idzie czy nie. Szedłem gdzie mnie łapy poniosą, z resztą...mało mnie to obchodziło. Poszedłem na łąkę, i siadłem na pierwszym lepszym kamieniu. Zacząłem rozmyślać, o byle jakich sprawach. Gdy tak siedziałem, usłyszałem jakieś szmery, jak by ktoś się ślizgał po ziemi. Na początku ignorowałem te szmery, ale po jakimś czasie usłyszałem jeszcze syczenie, byłem pewny, że to jest wąż. Zacząłem się rozglądać i ujrzałem, wielką, ponad 4 metrową anakondę. Która pełzła w stronę jakiś wilków. Zacząłem za nią po kryjomu się skradać. Tak by mnie nie zauważyła i nie pożarła. Zauważyłem, że czai się na dwa wilki, które ze sobą rozmawiały. Wilki na pewno należą do watahy. Była tam wadera i jakiś basior, ale nie znałem ich dokładnie :/ Ukryłem się więc za krzakami i czekałem na ruch anakondy. Posuwała się coraz bliżej wadery, widocznie miała na nią chęć. Gdy już miała się na nią rzucić krzyknąłem:
-NIE!
I zaatakowałem anakondę w ostatniej chwili, wadera i basior uciekli w krzaki, a ja walczyłem z anakondą. Gdy byłem pewien, że anakonda już nie żyje położyłem ją i podszedłem do wilków.
-Nic wam się nie stało? - mówiłem bardzo zmęczony, nie miałem już siły.
-Nie, nam nie, ale tobie chyba tak - powiedziała wadera, patrząc na moje rany po ukąszeniu węża.
-Nie, to nic poważnego...
-Na pewno? - zapytała zmartwiona
-Nie nic...
-Marii ? -odezwał się basior - to jak? Odpowiesz mi?
Nie wiedziałem o jaką odpowiedź mu chodzi, więc czekałem na reakcję wadery.
<Marikko? rak weny :/>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz