wtorek, 30 kwietnia 2013

Od Nirvany - CD historii Petera

Jako, że wciąż bolało mnie rozstanie z Arsusem, postanowiłam zająć się czymś innym, by o nim zapomnieć. Gdy skończyłam już robić obchód watahy, wybrałam się na łąkę. Prószył lekki śnieżek, a na ziemi była jego nie duża warstwa. Złapałam mój medalion i wypowiedziałam kilka słów, a już po chwili stała przede mną Sailen. Na początku wsiadłam na grzbiet towarzyszki i we dwie latałyśmy po niebie, później urządziłyśmy sobie wyścig. Miejscem mety miał być wodospad. Ja obiecałam, że nie będę używać mocy super-szybkości i obie wystartowałyśmy. Niestety, klacz była pierwsza. Gdy dotarłam na miejsce, zauważyłam tam obcego basiora... Muszę przyznać, przystojnego basiora. Jego futro było ładną kompozycją barwy czerwonej, szarej i białej, a do tego miał śliczne, szmaragdowe oczy. Jego postawa była szczupła i elegancka. Stał w pozycji obronnej i nieufnie patrzył na Sailen. Rozpoczęliśmy rozmowę. Okazało się, że ma na imię Peter. O dziwo, to imię zawsze mi się podobało i miałam zamiar tak nazwać syna. Zaproponowałam basiorowi dołączenie do watahy, a ten się zgodził.
- To świetnie! Zapoznam Cię z innymi członkami watahy. - ruszyłam przed siebie, jednak Peter stał jak słup. - No chodź! - krzyknęłam i uśmiechnęłam się.
- Aaa, jasne, jasne.. - otrząsnął się i poszedł za mną.
- O, czekaj. - zatrzymałam się i zwróciłam do unipega, idącego koło nas. - Sailen, na Ciebie już pora. - szepnęłam, a klacz pokiwała twierdząco głową. Szybko wypowiedziałam zaklęcie, wciągające ją do medalionu. - Dobra, możemy iść dalej.
- Wow... Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- Unipega?
- Nie... Tego cacka. - wskazał na medalion.
- Na początku to był zwykły medalion, ale gdy spotkałam Sailen, która została zesłana dla mnie przez Boginię Zimę, jako towarzyszka i patronka, Isaly, członkini watahy dobrze znająca się na magii, sprawiła, że mogę nosić ją w medalionie. - wytłumaczyłam.
- A nie jest jej tam ciasno? - zaśmiał się.
- Nie. - zachichotałam. - Gdy wraca do medalionu, automatycznie teleportuje się do raju, a tam jest jej... No cóż, jak w raju.

Przez całą drogę wymienialiśmy ze sobą kilka zdań. Gdy doszliśmy, ogłosiłam, że mamy nowego członka i przydzieliłam mu jaskinię. Zazwyczaj prosiłam oprowadzających, by pokazali nasze tereny nowemu wilkowi, ale dzisiaj... Dzisiaj miałam ochotę sama to zrobić. Gdy już Peter wiedział co i jak, był wieczór. Przyznam, że wyjątkowo długo zeszło oprowadzanie mi go, ale nie żałowałam tego. Później basior odprowadził mnie do jaskini i pożegnaliśmy się.

~następnego dnia~

Obudziło mnie głośne pukanie do jaskini. Jako, że dopiero co wstałam, zanim podeszłam do gościa, szybko podbiegłam do lustra i uczesałam się, w między czasie żując liść mięty dla świeżego oddechu. Wszystko zajęło mi jakieś dwie minuty.
- Chwila! - krzyknęłam wypluwając liść mięty. Podeszłam do progu jaskini. - Peter? Cześć... - przywitałam się. - Co tu robisz?
- To może inaczej... Co tak długo? - zaśmiał się.
- Ee... No wiesz... Babskie sprawy.

<Peter? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz