Leciałem nad watahą. Patrzyłem w dół i wtedy zobaczyłem Hope. Postanowiłem, że się przywitam. Zanurkowałem więc i wylądowałem. Nie zauważała mnie na początku. Śpiewała, położyła się wśródk kwiatów i kłęb płatków wzleciał w górę. Zaśmiała się perliście. Wyglądała przepięknie. I wtedy trochę pyłku kwiatowego wleciało mi do nosa. Zacząłem kichać i parskać. Hope obróciła się i wtedy mnie zobaczyła. Miała lekko zawstydzoną minę.
- Sorry, że przeszkadzam - wykrztusiłem między kolejnymi parsknięciami i prychnięciami.
- Nie szkodzi. Ja ci przeszkodziłam przedtem to ty teraz też możesz - powiedziała i się uśmiechnęła.
Zaśmiałem się, co pogorszyło mój aktualny stan. Prościej mówiąc po prostu zacząłem się już lekko dusić. Oczy łzawiły mi obficie. Hope podeszła do mnie. Przyłożyła łapkę do mojego pyska i po chwili wszystko już było w porządku. Odetchnąłem z ulgą. Wciąż miałem mokry pysk od łez.
- Dziękuję - powiedziałem szczerze i wysuszyłem sobie pysk masą powietrza.
- Nie ma problemu - uśmiechnęła się promiennie jak zawsze.
- A właściwie to co ty robiłaś?
< Hope dokończ>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz