Wstałam wcześnie. Słońce dopiero wschodziło... Postanowiłam się przebiec. Biegnąc, zauważyłam niedaleko jakiegoś basiora. Zaczął biec równo ze mną. Wyprzedzałam go o głowę, jednak on po chwili robił to samo. Zerknęłam na niego kątem oka. Wydawał się znajomy. W końcu stanęliśmy naprzeciwko siebie.
-Howie jestem-przedstawił się. Oniemiałam. To ten sam Howie. -Howie? To ja, Vanessa!-powiedziałam prostując się. -Vanessa?! Ile to już czasu minęło?? -Nie wiem... Kilka miesięcy?-zaśmialiśmy się. -Chcesz się przejść?-spytałam. -Chętnie... tylko gdzie? -Za mną-powiedziałam, a po chwili biegliśmy między drzewami. Szybko wymijaliśmy kolejne sosny. W końcu byliśmy przy granicy z jakąś watahą. Przeszliśmy granicę. Howie stanął niepewny. -Spokojnie, tu nic nam nie zrobią-powiedziałam. -Skąd wiesz?-spytał. -Często tu przychodzę. Dość dobrze znam alfy tej watahy i wszystkich członków. No chodź, tu jest fajnie. Poszedł za mną, a potem zostaliśmy tak na kilka godzin. W końcu podeszła do nas Rivera. -Hej, jak się bawicie?-spytała. -Dobrze-odpowiedziałam-A ty, Howie? << Howie, dokończysz?>> | |||||||||||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz