Wyruszyłam z samego rana. Chciałam znaleźć kogoś... Kogoś kto by mnie pokochał... Kogoś, kto by mnie zaakceptował, ze wszystkimi moimi wadami... Zatrzymałam się, bo zauważyłam pewnego basiora... Spodobał mi się. Zapoznałam się z nim wydawało mi się, że ja też mu się podobam. Zostaliśmy parą... Jednak nie na długo... Po dwóch dniach zobaczyłam go z jego byłą. Całowali się. Miałam go dość. Powiedziałam mu to i odeszłam. Wędrowałam kolejny raz. Stanęłam koło wodospadu. Jego woda spływała po mojej głowie. Było tu pięknie. Odwróciłam się. Przede mną stał jakiś basior. Nie powiem nie, ładny to on był. Ale starałam się być teraz bardziej ostrożna... Zwłaszcza po ostatnim...
-Kim jesteś?-spytałam po chwili ciszy. -Jestem Justin,. A ty?-spytał. Justin, tak?? Ładne imię... -Marissa, ale możesz mi mówić Mari-odpowiedziałam-Macie tu jakąś watahę? -Tak, jest wataha. A co? -Bo chcę dołączyć. Zaprowadzisz mnie do alfy?-spytałam. -Pewnie. Chodź. Więc poszliśmy. Tam zostałam przyjęta, itd itp... Spojrzałam na Justina. -Chcesz się przejść?-spytałam. << Justin, dokończ>> | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz