środa, 1 maja 2013
Od Anubisa
Szedłem wolnym krokiem, ledwo żywy. Od kilku dni nie miałem nic w pysku. To cud, że jeszcze żyję. Nagle obraz się zamazał i potknąłem się o wystający korzeń. Na szczęście upadłem na miękki śnieg. Ciężko dysząc próbowałem się podnieść. Wszystkie moje wysiłki poszły na marne. Głęboko oddychając, czekałem na śmierć.
- O mój Boże! Tu jest jakiś wilk! - krzyknął ktoś. W moim sercu rozkwitła nadzieja. Czułem, jak ktoś mnie podnosi. Dalej nic nie pamiętam, bo zemdlałem.
~Jakiś czas potem~
Gdy się obudziłem, pierwsze co ujrzałem to biała wadera. Pochylała się nade mną i przyglądała mi się z troską.
- Nic ci nie jest? - zapytała.
- Czy jestem w niebie? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Nie. - zaśmiała się. - Jesteś na terenach Watahy Srebrnego Księżyca.
- Uff.. A już się bałem, że nie żyję! - westchnąłem. - Więc cóż cię sprowadza na Ziemię, aniele?
- Nie jestem żadnym aniołem! - zachichotała wadera.
- Naprawdę? Jakoś nigdy nie spotkałem wadery o tak niebiańskiej urodzie. - odparłem.
- Oj, przestań, nie jestem aż taka ładna... - zarumieniła się. - A tak w ogóle, to mam na imię Nirvana.
- Anubis. - przedstawiłem się. - A... Czy mógłbym dołączyć do tej watahy?
- Pewnie. - uśmiechnęła się.
- Myślę, że już mi lepiej. Chyba dam radę iść na spacer. Czy chciałabyś mi towarzyszyć? - zapytałem z nadzieją.
<<Nirvana, zgodzisz się?>>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz