Wadera była dość.. Inna... Em.... Podobna do mnie. Było mi jej szkoda (o matko! Szkoda?! D:) chyba po raz pierwszy w życiu...
- Chodzę. Nie wiem za czym, chyba szukam zdrowie. - odparłem spoglądając się na waderę.
- Zdrowia? - zapytała nadal idąc.
- Tak, jestem chory na dziwną chorobę. Wynikło to z częstych omdleń. Aktualnie nie znalazłem leku na chorobę, lecz postaram się znaleźć...
- Szkoda. A możesz umrzeć?
- Tak. W końcu jest to choroba śmiertelna. Jeszcze tyle do zrobienia... Postaram się aby moja śmierć nie poszła na marne. - mruknąłem.
Wadera spojrzała się ze współczuciem w oczach.
- Ale chyba... E... Nie będzie to wcześnie? Ta śmierć? - zpaytała.
- Nie. Ból może potrwać nawet do dwóch lat - odpowiedziałem podchodząc do jeziorka.- Uda mi się znaleźć cokolwiek co wpłynie na chorobę. Obiecałem to sobie i rodzinie. - dodałem po chwili.
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy, aż znaleźliśmy się obok jaskini Glassie. Później spotkałem mamę, która odprowadzała gdzieś Saszę. Później tatę, chodzącego z nową dziewczyną (tak przynajmniej to wyglądało), która zwie się Feisty. Nie wiem, czy są już razem, ale opiekują się Camelle jak 2 rodziców...
~~Dzień następny~~
Na spacerze spotkałem Glassie.
-Hej Glassie. - powiedziałem.
(Glas? :3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz