Teddy zabrał mnie pod ziemię... Trochę dziwnie i nieswojo się tam czułam, lecz ukrywałam to. W tym właśnie miejscu przypominała mi się pierwsza wojna na starym terenie Watahy Srebrnego Księżyca z moim udziałem i ogólnie druga wojna w historii tej watahy. Obie były z Watahą Krwawego Pazura. To właśnie wtedy wpadłam do podziemi razem z towarzyszką, Sailen, gdzie odnalazłam szczeniaki Kiiyuko, a wtedy jedyne wyjście zasypało się i zostalibyśmy tam, gdyby nie Arsus. Przyznam, że miałam wtedy stracha.. Dlatego niezbyt lubię wchodzić na poziom 0. Basior był jednak zadowolony. Pokazywał mi kręte korytarze, a ja udawałam, że jestem zaciekawiona i zachwycona, naprawdę jednak ukradkiem spoglądałam na sufit, czy czasem się nie zawali. Po pewnym czasie poprosiłam, byśmy wrócili na lodowisko, pod pretekstem, że łapy mnie już bolą od zwiedzania. Basior zgodził się i oboje wróciliśmy na zamarznięte jezioro. Tam dopiero wyluzowałam się i zrelaksowałam. Czas minął bardzo przyjemnie. Przyznam, że z plotek słyszałam, iż Teddy jest agresywny i złośliwy, tajemniczy i arogancki... Te dwie ostatnie cechy rzeczywiście do niego należały, a reszta? Przy mnie był miluśki jak baranek. W pewnej chwili przerwał nam jakiś nieznajomy basior. Odeszłam z nim na bok i chwilę porozmawiałam. Przedstawił mi się i chciał dołączyć do watahy, na co się ucieszyłam. Mój towarzysz jednak niecierpliwił się i złościł, jakby był zazdrosny.
- Czy chciałabyś się później ze mą przejść? - spytał Michael, bo tak miał na imię.
Wtem podbiegł do nas Teddy, który najwyraźniej usłyszał słowa nowego członka Watahy.
- Sorry gościu, Nirvana ma dzisiaj zaplanowany dzień ze mną. - fuknął.
- Ej, chwila... - lekko się zaśmiałam. - Starczy mnie dla was obydwóch. - zachichotałam na równi z Michaelem, Teddy'emu nie było raczej do śmiechu. - Teddy, nie obrazisz się, jeśli we trójkę przejdziemy się na spacer, co nie?
- Nie, skąd... - odparł, groźnie patrząc się na drugiego samca. Udawałam, że tego nie widzę, ale między nimi jakby rodziła się nienawiść.
Wszyscy więc ruszyliśmy przed siebie. Pokazywałam Michaelowi tereny naszej watahy. Między nami co chwila pojawiał się jakiś dialog, drugi basior siedział cicho, od czasu do czasu sprzeczając się z nowym członkiem watahy. Gdy już razem zrobiliśmy obchód terenów, wybraliśmy się na tereny górzyste i przysiedliśmy na skałach.
- I jak? Podobało się? - skierowałam pytanie do Michaela.
- I to jak! Ślicznie tu macie! - krzyknął.
- Dziękuję. Cieszę się. - na mojej twarzy namalował się uśmiech.
- *ehem* Nirvano, mam pytanie. - odezwał się Teddy.
- No więc słucham.
- Czy masz jutro czas, byśmy oboje spędzili wieczór? - zaproponował. - Kolacja może? Jako przyjaciele, rzecz jasna...
Nim zdążyłam odpowiedzieć, wtrącił się Michael.
- Ja miałem o to spytać... - szepnął.
- Ale nie spytałeś. - powiedział drugi przez zaciśnięte zęby.
- Okay, kto pierwszy, ten lepszy, rozumiem...
- Nie zgrywaj idioty! - krzyknął Teddy, na co ja się zdziwiłam. - Ona nie weźmie cię na litość.
- Ja się tylko najnormalniej w świcie pytam...
- Nirvana, sama widzisz! Ten typ tej bezczelny! - wybuchnął.
- Ale... - jąkałam.
Nim zdążyłam zareagować, oba przedstawiciele płci męskiej ostro po sobie jechali. Mówiłam, by przestali, ale nie usłyszeli mnie. Bądź usłyszeć nie chcieli. W końcu przeszli do rękoczynów i rozpoczęła się bitwa. Krzyczałam, że mają się uspokoić - jednak nie było nawet najmniejszej rekcji. W końcu i ja się wkurzyłam, więc wytworzyłam niewielkie tornado powietrza i pchnęłam nim między basiorów, rozdzielając ich.
- Spokój! - krzyknęłam. - Co się z wami stało?! Zachowujecie się jak bachory! Czuję się, jakbym była otoczona przez szczeniaki!
Teddy popatrzył się tylko nieufnie, ten drugi zaczął mnie przepraszać.
- Okay... Wybaczam wam, ale to ma się więcej nie powtórzyć. - powiedziałam już spokojniej.
W tej właśnie chwili chciałam podejść bliżej do samców, ale potknęłam się o kamyk, leżący na drodze i upadłam prosto w ramiona Michaela, a jeszcze jakby tego było mało, nasze pyszczki zbliżyły się do siebie tak, że od pocałunku brakowało jedynie kilku milimetrów. Oczywiście szybko wstałam i otrzepałam się.
- Przepraszam, straszna ze mnie niezdara... - oblałam się rumieńcem.
W tej właśnie chwili Teddy doprowadzony był do granic wytrwałości. Patrzył na Michaela, jakby miał ochotę go zabić.
<Teddy, Michael?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz